Taka mnie filozoficzna myśl naszła, przy kontemplacji michy wigilijnych pierogów. Jak dużo jedzący ma wspólnego z jedzeniem - wszak jesteś tym co jesz. Pieróg tak jak ja lubi być napchany ziemniakami albo mięsem. Gdy jest zbyt ciepło to się rozkleja, gdy jest zimno twardnieje, a gdy ktoś go przypiecze to się pokrywa nieprzeniknioną skorupą skarmelizowanego makaronu.
Mogą być leniwe, mogą być rozlazłe, mogą być słodkie. Głównie są żarciem, jednak gdy się w nie włoży serce, to nie może być nic lepszego do jedzenia pod słońcem. W końcu to tylko klucha z farszem, ale czyż nie o to w życiu chodzi?