piątek, grudnia 18, 2009

Zapach Zimy

Pokarało nas globalnym ociepleniem właśnie dzięki temu za oknem jest minus piętnaście stopni i sypie śnieg. Gdyby nie to całe "ocieplenie" to nie wiadomo co mogłoby się dziać, może nawet byłoby minus trzydzieści, a zamiast śniegu sypało by soplami lodu wielkości talerzy.
Teraz przy każdym wyjściu poza firewall trzeba się odpowiednio zabezpieczyć, zapiąć płaszcz, założyć szalik oraz ciekawostka wysmarować paszcze kremem.

Dlaczego? Dwa lata temu odbyłem wyprawę, w poszukiwaniu śniegu, tam na szczycie góry wiało niesamowicie. W celu ochrony przed odmrożeniami twarz miałem wysmarowaną kremem, o bardzo charakterystycznym zapachu (coś pomiędzy rumiankami a miętą). Ten zapach cały czas mi się kojarzy z tamtym niesamowitym dniem. Gdy wychodzę na miasto, wiatr sypie mi w twarz śniegiem, jest niesamowicie zimno, a ja czuję od siebie zapach tego kremu to znów tam jestem. Znów jest pięknie, znów jest niesamowicie. Pomimo tego, że idę tylko na przystanek, że za chwilę wsiądę do autobusu i zacznę przeglądać maile z nocy.

Zima ma dla mnie bardzo konkretny zapach, z nim zdobywam przystankowe szczyty.

wtorek, grudnia 01, 2009

Teatr, Kakadu, R2D2

To jest doskonały przepis na zwariowany weekend. Weekend, który zaczął się w piątek wyjściem do teatru.
Zmierziło mnie kino: nuda i odtwórczość. Przeglądając archiwum biletów stwierdziłem, że w ostatnich dwóch latach byłem na tylu filmach, na ilu zdarzało mi się być w miesiącu jeszcze cztery lata temu. Szukając czegoś nowego, ciekawego i świeżego skierowałem się ku teatrowi. Brzmi to dość banalnie, ale jestem w stanie dobrze się bawić w teatrze przez bite dwie godziny. W kinie, gdy tylko puenta scenariusza staje się jawnie widoczna czuje znużenie. W związku z Rzeszowskimi Spotkaniami Teatralnymi pojawiła się okazja, aby zaznajomić się z teatrem na wysokim, światowym poziomie. Rzeczywiście, odczułem tę różnicę i podczas spektaklu jak i później, po wyjściu. Nie czuję się władny recenzować teatralnych sztuk (za mało ich widziałem), mogę tylko stwierdzać czy mi się podobało czy też nie. Ta ("Mimo wszystko") podobała mi się bardzo, naprawdę, nie przeszkadzały mi nawet miarowe posapywania dobiegające z ostatnich rzędów, ani wiocha odstawiona przez kilka nauczycielek z biletami z dopłatą. Miałem wrażenie, że byłem jedną z niewielu osób które zapłaciły pełną kwotę za swój bilet.
Tutaj następuje zgrabna zmiana tematu. Sobotni spacer miał swój finał w Castoramie, gdzie w poszukiwaniu albo i bez szczególnego szukania natrafiłem na półkę z dzwonkami. Takimi co się je przytwierdza nad drzwiami z guzikiem na zewnątrz, po to by osoby z zewnątrz mogły bezpiecznie dla siebie sygnalizować chęć wejścia do środku. No, każdy wie, czym jest dzwonek do drzwi. Ten jest szczególny, ma interfejs USB, można go podpiąć do komputera i wrzucić własny dżingiel. Można też wrzucić więcej niż jeden dźwięk i dzwonek odtworzy je w serii. Każde naciśnięcie, odtworzy nowy dźwięk z serii. Ja nadal jestem urzeczony, jakby ktoś chciał to oni go produkują. Mi się bardzo podoba, przy okazji okazało się, że dla tego dzwonka, pięć woltów prądu zmiennego jest tym samym co brak napięcia. Nie musiałem ani kuć, ani wiercić, przywiesiłem tylko w miejsce starego dzwonka. Nawet dziury w ścianie nie widać.
Teraz znowu nagła zmiana akcji, kolejny spacer, nocny niedzielny. W McDonaldzie dają zabawki do zestawów dla dzieci. Czasem są fajne, niestety tych fajnych w Rzeszowie nigdy nie ma (buuu), teraz było jednak inaczej. Zestawy z gwiezdnych wojen, wśród nich mój ulubieniec R2D2. Nie wydający co prawda dźwięków, ale bardzo porządnie zrobiony. Świeci na czerwono i można mu ruszać nogami (szaaaał!).

Weekend zaczął się tak kulturalnie, a zakończył pełnym odjazdem. Takie spędzanie weekendu jest o wiele lepsze od sobotniego sprzątania i niedzielnego lenistwa. Jest o wiele ciekawiej i o wiele zabawniej, człowiek czuje, że żyje.

wtorek, listopada 17, 2009

Wilcze Stado

Tworząc rozproszony system obliczeniowy, w którym nie jesteśmy w stanie oszacować obciążenia całości układu w czasie, musimy rozważać różnorakie scenariusze: utrzymywanie całości sieci w stanie gotowości może wiązać się ze zbyt dużym kosztem, przydzielając sztywną ilość jednostek do danego zadania nie jesteśmy w stanie reagować na zmieniające się wymagania. Założenie, że wszystkie jednostki są identyczne, może być zbyt niewygodne, niektóre zadania wchodzące w skład procesu mogą wymagać specyficznie skonfigurowanych jednostek.

W celu uniknięcia takich problemów, by sieć była efektywna oraz odpowiednio wykorzystywała zasoby, będąc jednocześnie elastyczną i łatwą w utrzymaniu zastosujemy podejście zakładające dużą samodzielność poszczególnych jednostek. Takie podejście oraz taką sieć nazwę Wilczym Stadem. Wewnątrz stada, różnicujemy jednostki ze względu na ich stopień gotowości do wykonania zadania. Jednostki oddelegowane do wykonywania zadań stada określimy mianem wilków, jednostki wykonujące inne zadania, a mogące dołączyć do stada po otrzymaniu odpowiedniego sygnału nazwiemy wilkołakami. W przypadku, gdy utrzymywanie stanu gotowości wiąże się ze zbyt dużymi kosztami, pojedynczą jednostkę można przeprowadzić w stan uśpienia. Śpiąca jednostka może przejść w stan gotowości w reakcji na sygnał od stada. Jednostkę której zadaniem jest koordynacja stada, rozdzielanie zadań pomiędzy jednostki, nazwiemy samcem alfa lub też przywódcą.

Nadchodzące nowe zadanie wymusza na przywódcy określone zachowanie, oprócz zadania przywódca może otrzymać również podstawowe parametry budowanego stada. Zróżnicowanie zadań i obciążeń pozwala wykonywać kilka zadań wewnątrz jednej sieci. Wystarczy wydzielić kilku przywódców i każdy z nich będzie budował własne stado, pobierając jego członków ze wspólnej puli jednostek. Przywódca buduje swoje stado postępując według poniższych reguł:
  • wezwij aktywne wilki do stawienia się w stadzie
  • nie mając odpowiedniej ilości jednostek obudź śpiące wilki i powtórz wezwanie
  • nie mając odpowiedniej ilości jednostek wezwij wilkołaki do stawienia się w stadzie
  • nie mając odpowiedniej ilości jednostek obudź śpiące wilkołaki i powtórz wezwanie

Przywódca mając zbudowane całe stado rozdziela zadania pomiędzy jednostki kierując się ich specyfiką. Może dochodzić do wydzielenia mniejszych sieci, łączących jednostki ze względu na ich charakterystyki. Jednostka która zakończyła swoje zadania zgłasza ten fakt przywódcy i może otrzymać nowe zadanie, lub też zostać odłączone ze stada. W przypadku gdy któreś zadanie wymaga powiększenia sieci przywódca powiększa ją w taki sam sposób w jaki buduje sieć. Sieć może być budowana na bieżąco wraz z rozdzielaniem zadań.

W sieci w której należy liczyć się z tym, że jednostki mogą w sposób niespodziewany odłączyć się od stada wszystkie poszczególne jednostki muszą posiadać funkcję przywódcy. Przy czym przywództwo ustalane jest na zasadzie poniższego algorytmu:
  • będąc przywódcą, rozgłoś to po całym stadzie
  • nie otrzymawszy przez określony czas sygnału od przywódcy stań się pretendentem i rozgłoś ten stan po całym stadzie
  • nie otrzymawszy przez określony czas sygnału od przywódcy i będąc pretendentem uczyń się przywódcą i rozgłoś to po całym stadzie
  • będąc przywódcą i otrzymawszy sygnał od przywódcy przestań być przywódcą
  • będąc pretendentem i otrzymawszy sygnał od przywódcy przestań pretendować

Sieć taką możemy zastosować w rozproszonych systemach testujących, obliczeniowych, monitorujących. Wszędzie tam, gdzie nie mamy stałego obciążenia, obciążenie się zmienia w czasie, zapotrzebowanie na jednostki jest mocno zmienne.

sobota, listopada 07, 2009

Darmowe Ogłoszenia

Serwis: olx.pl


Nie mam w zwyczaju pisać o konkretnych serwisach oraz stronach internetowych. Nie lubię i już. Jednak wielokrotnie ponawiana prośba mailowa, kierowana do mnie przez Anne M. z serwisu OLX, skłoniła mnie w końcu, do tego żeby jednak o nim na moim blogu napisać - skoro tak ładnie proszą... Zaznaczam jednak, że to co niżej opisane, zebrałem w dniach 5-7 listopada 2009 roku, więc jak coś nie wygląda tak jak tu pisze, to może już zostało zmienione.

Serwis ten jest kolejnym agregatorem darmowych ogłoszeń, który wchodzi na nasz dość nasycony rynek, albo próbuje się przebić ciut wyżej w rankingu google. Już przy wejściu na stronę www.olx.pl rzuca mi się w oczy przywitanie mnie imieniem jakiegoś użytkownika, dziwne, nigdy tam nie zakładałem konta, z mojego komputera też nikt z tego serwisu korzystać nie mógł, więc skąd ta nazwa?

No nic, każdemu może zdarzyć się taki błąd, lecz ten akurat może znaczyć, że w jakiś sposób można przejąć sesję innego użytkownika. Wpadek gramatycznych i językowych w całym serwisie jest kilka, moim ulubionym jest guzik "Dzielić", służący do przesyłania poszczególnych ogłoszeń na społecznościowe systemy dzielenia się linkami, inny fajny krzak, jest we wskazówkach dla kupujących, jest tam cenna porada aby "płacić za korzystanie z serwisu PayPal". Te potknięcia wynikają pewnie z tego, że ten serwis występuje również w innych językach, został przetłumaczony, jednak nikt tego tłumaczenia nie przejrzał.

Oszczędnie zaprojektowany wygląd nie trafia w moje gusta, przyzwyczajony jestem do trochę bardziej nowoczesnego podejścia do projektowania stron. Pomimo tego, że początkowa lista kategorii jest dość bogata, jednak odznacza się ona wyjątkowo płaską strukturą: przykładowo w dziale kupię/sprzedam jest kategoria zwierzęta, w której znajdują się wszystkie typy zwierząt, od koni przez koty do świnek morskich.

Wyszukiwarka nie odznacza się zbytnią inteligencją, działa dość ociężale, szukając kota nie wyszuka mi sama ogłoszeń sprzedaży kotków, kociaków i kociąt. Nie jest też jasne, w jaki sposób mógłbym wykluczyć pewnych słów z wyszukiwania, przykładowo szukam pracy, ale nie jako przedstawiciel handlowy. Metodą prób i błędów udało mi się w końcu odkryć, że użycie gwiazdki, pozwala na wyszukiwanie słów które zaczynają się od pewnych znaków, zaś wstawienie słówka "not" pozwala odrzucić słowa z wyników. Do tej pory nie wiem jak wyrzucić pełne frazy z wyników, wygląda na to, że przeglądarka nie traktuje zdań w apostrofach jako ważnych tylko w całości. Wyszukiwarce jest też wszystko jedno w którym miejscu ogłoszenia znajdzie wyszukiwaną frazę, tytuł traktuje na równi z treścią, nie można też szukać w samych tytułach.

Mnóstwo ogłoszeń, pomimo występowania na liście, radośnie oznajmia mi, że nie istnieje. Często jest to większość ogłoszeń z jakiejś kategorii, to trochę denerwujące, gdy po raz piąty trafia się w pustkę. Drogą dedukcji doszedłem do wniosku, że te nie istniejące ogłoszenia są własnoręcznie usunięte przez twórców. Nie znalazłem też nigdzie informacji o tym, jak długo ogłoszenie będzie trwało na stronie. Wygląda na to, że jak się je doda, to będzie tkwiło w nieskończoność. Czasem, gdy w jakimś konkretnym regionie, nie znajdzie odpowiedzi na zadane wyszukiwanie zwraca wyniki z innych województw, nie jest to oznaczone, więc byłem mocno zdziwiony znajdując na podkarpaciu wyniki z Kielc. Nie ma też prostej metody na przejście z jednego województwa do drugiego będąc na liście ogłoszeń w danym mieście. Można wpisać miasto, albo klikać kilkukrotnie wracając do głównej strony, po to by przejść do województwa. Nie ma też możliwości wyszukania czegoś w województwie oraz województwach ościennych.

Próbowałem umieścić ogłoszenie, udało mi się, jednak zdziwiła mnie bardzo uboga lista opcji. Poza kilkoma standardowymi polami nie mam możliwości zdefiniowania choćby listy tagów, pozostaje mi jedynie pole opisu. Ta skąpa lista pól, połączona z płaską strukturą kategorii daje w wyniku to, że cały serwis sprawia wrażenie pomieszanego i chaotycznego. Co ciekawe, umieszczając ogłoszenie nie trzeba akceptować regulaminu, czyli, można ogłaszać i robić wszystko co jest określone prawem (regulamin w kilku miejscach jest bardziej stanowczy). Innym poważnym błędem jest brak regulaminu w języku polskim, jest tylko angielska wersja. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że w naszym prawie jest tak, że umowy (a regulamin jest takową) mają znaczenie tylko wtedy jak są spisane po polsku.

Brakuje mi też tego, że przy zgłaszaniu naruszeń regulaminu (a jest po co? - patrz wyżej), nie ma pola z powodem. Takimi oczywistościami jak jawna pornografia się nie należy przejmować, ale, co jeśli podejrzewamy oszustwo, jest kilkanaście identycznych ogłoszeń lub znajdujemy kilka identycznych ogłoszeń, różniących się tylko drobnym, acz znaczącym szczegółem (przykładowo - to samo zdjęcie, inne imię, inny telefon). Każde zgłosimy raz i najprawdopodobniej nic się nie stanie, bo każde z osobna jest w porządku, dopiero razem wyglądają podejrzanie.

Na sam koniec zostawiłem sobie to, co jest szczególnie promowane: wersja mobilna. Udało mi się doczołgać do wersji mobilnej na swoim BlackBerry. Powinienem być od razu tam przekierowany, przy wejściu z urządzenia mobilnego, lub chociażby powinien pojawić się jakiś link, baner, wskazujący mi drogę (głupio to wygląda, jak na urządzeniu widzę "wejdź ze swojej komórki na adres..."). Na urządzeniu mobilnym prezentuje się bardzo dobrze, odpowiednio zmieniony wygląd jest dostosowany do małych ekranów. Czcionka mogłaby co prawda być ciut większa, dla urządzeń o większej rozdzielczości, jednak nie jest to coś co uniemożliwia przeglądanie serwisu.

* * *

Podsumowując, serwis jest ubogi w funkcjonalności, wypełniony drobnymi niedociągnięciami, zaginionymi ogłoszeniami. Rażą dziwaczne błędy w tłumaczeniach, dziwi prosta lista kategorii. Z wielu miejsc wygląda niestaranne wykonanie i nieskończenie. Jest to któryś z kolei serwis z darmowymi ogłoszeniami, każdy nawet niezbyt rozgarnięty programista jest w stanie wykonać taki serwis w kilka wieczorów. Zamiast wysyłać prośby o oceny do blogerów, mogli posadzić dziesięciu testerów przed systemem i na pewno wyłapali by wszystkie niedociągnięcia o których tu napisałem (oraz całą masę innych których nie chciało mi się tu wymieniać). Może wtedy nie miałbym wrażenia amatorszczyzny wykonania.

wtorek, listopada 03, 2009

Zwykły dzień...

Wypadek, Generała Maczka, RzeszówWychodzisz rano z domu, jest chłodno, idziesz do pracy. Tak jak co dzień, tak jak przez ostatnie kilka lat i tak jak myślisz, że będziesz chodził przez kolejne kilkanaście. Myślisz, że do domu wrócisz wieczorem, zrobisz zakupy, nakarmisz kota.

Do domu nie wracasz, bo ktoś cię zupełnie przypadkiem rozbija na przejściu, skrzyżowaniu, dostajesz zawału. Wszystkie niezamknięte sprawy stają się z miejsca nieaktualne, nic co chciałeś dokończyć dokończone nie zostanie. Czasem warto o tym pomyśleć.

piątek, października 16, 2009

Globalne ocieplenie

Tyle się ostatnio mówi o globalnym ociepleniu. Nawet kochana mateczka unia uczyniła nam ten zaszczyt, że usunęła konkurentów przestarzałych świetlówek, którzy w lęku przed wchodzącym na rynek światłem ledowym wymogli taką a nie inną regulację. W dużym skrócie, to jest teraz modne, aby "przeciwdziałać" globalnemu ociepleniu. Dokładniej rzecz biorąc, wprowadzając odpowiednie regulacje można naprawdę dużo zarobić, wystarczy mieć chwytliwe hasło i "nieekologicznego" konkurenta.
Brytyjski instytut badający zmiany pogodowe i klimatyczne opublikował wyniki badań z które mówią, że w ostatnim dziesięcioleciu najcieplejszym rokiem był 1998, od tamtego czasu temperatura powoli, ale uparcie spada. Nikt nie wie dlaczego, nie przewiduje tego żaden z modeli klimatycznych używanych do modelowania wzrostu temperatury (no bo jak używa się ich do przewidywania wzrostów, to nie przewidzą spadków).
W styczniu 2005 roku Bobby Henderson wysłał list do Rady Edukacji w Kansas, zwracając uwagę na to, że oprócz Darwinowskiej i kreacjonistycznej teorii ewolucji istnieją też inne, w tym także ta, według której za stworzenie świata i podłożenie skamielin odpowiada Latający Potwór Spaghetti. W myśl tej teorii za wzrost temperatury odpowiada spadek liczby piratów, pływających po morzach i oceanach.
W tym momencie na scenę wchodzi Google Trends, przy ich pomocy możemy zauważyć rosnącą popularność piratów:



Przez kilka poprzednich lat wyraźnie się ukrywali, jednak teraz wyszli na światło dzienne. Co prawda somalijscy piraci są bardzo niskiej jakości, jednak zawsze są to piraci. To właśnie oni są odpowiedzialni, za obserwowany spadek globalnej temperatury w ostatnim czasie.
Zbrodnią wydaje się polowanie na piratów. Taki czyn powoduje wzrost globalnej temperatury, ocieplenie i coraz większe kłopoty. Powinniśmy chronić piratów, mają bardzo duże znaczenie dla ogólnoświatowej gospodarki. Śpieszmy się ich kochać...

środa, października 14, 2009

Biała Polska Jesień

W zasadzie mógłbym taki post umieszczać co roku, w połowie października. Nieszczęsna zima zaskakuje drogowców, kierowcy się orientują, że na letnich oponach to się nie da jeździć.
Słowem, zima pełną gębą. Ja się cieszę, że kwiatki z balkonu przewędrowały na parapet (od wewnętrznej strony). Gdybym jeszcze miał regał to bym był w pełni zadowolony.

Swoją drogą, za dwa tygodnie znowu będzie piętnaście stopni ciepła i ludzie będą zdziwieni, że na zimowych oponach nie da się jeździć.

niedziela, października 04, 2009

Gdzie mieszka tęcza?

Tęcza ukrywa się w fontannach. W słoneczne, bezdeszczowe dni wyleguje się na strumieniach wody, czekając na chmury i deszcz, by znów móc przeskoczyć na niebo.
Lepiej jej nie przeszkadzać, bo jeszcze schowa się i nie będzie już tęczy nad miastem.

wtorek, września 01, 2009

Błąd kompilacji zasobów


Gdy zainstalowałem środowisko (eclipse) razem z wtyczką do tworzenia aplikacji na BlackBerry na moim polskim Windowsie dostałem bardzo dziwny błąd. Coś takiego:

Executing rapc for the project XXX at ...
Can't open dir ...I18n£.crb/
Error!: Error: preverifier failed: ....preverify.exe -d ....
rapc failed for the project XXX

Nie da się tworzyć aplikacji bez porządnej obsługi lokalizacji. Krótkie śledztwo, wykazało: problem leży w tym, że kompilator źle znosi znaki spoza zakresu ASCII. To proste, nie ma pełnej obsługi Unicode.

Można to obejść, włączając domyślną lokalizację dla aplikacji nie obsługujących Unicode. Niektóre programy mogą się dziwnie zachowywać (przykładowo: GG w wersji 7.0 wyświetla krzaki zamiast polskich znaczków). Można tego dokonać w panelu sterowania, w aplecie "Ustawienia językowe i regionalne".





When I have installed development environment (eclipse) with a plugin for Blackberry development I got very strange error on my polish Windows station. Something like this:

Executing rapc for the project XXX at ...
Can't open dir ...I18n£.crb/
Error!: Error: preverifier failed: ....preverify.exe -d ....
rapc failed for the project XXX


You cannot create applications without localization. Short investigation showed: there is a problem with characters outside of standard ASCII set. It was easy, compiler doesn't have full unicode support.

You can fix this, making english a default localization for applications which are not unicode ready. Some applications may act weird (like GG which in version 7.0 show funny characters in the places where polish diactrical marks should be). You can do this in control panel, in "Regional and Language options" applet.





wtorek, sierpnia 25, 2009

Jesień

Chcę,
byś przyszła do mnie z zimnymi ustami

Chcę,
byś mokrą grzywką zdjęła rosę z oczu

Chcę,
byś lodowatą dłonią dotknęła czoła

Niech,
zamglone źrenice nabiorą woli widzenia

Niech,
kolana drżące uniosą kruche ciało

Ujrzę,
koniec i światło, początek i skraj

Już czas, najwyższa pora
lato się kończy, jesień też przemija
Weź mnie za rękę,
mglista zimna Pani
Wejdźmy razem,
w czarne wrota zimy

boję się

niedziela, sierpnia 16, 2009

Pewien Bar

To był zimny listopadowy wieczór. Lało już trzeci tydzień. Siedziałem w swoim biurze, trzymając nogi na biurku i zastanawiałem się czy butelka whisky z dolnej szuflady biurka jest tylko w połowie pusta czy też jest pusta całkowicie.
Wtedy do mojego biura weszła ona - jej włosy w kolorze starej rdzy układały w fale na alabastrowych ramionach. Zapuchniętymi zielonymi oczyma patrzyła na mnie spoza czarnej woalki.
"Panie Kołolski, musi mi pan pomóc"...


Znacie ten gatunek filmowy - film noir. Czarno biały film, w którym głównym bohaterem jest podupadły detektyw (najczęściej alkoholik), u którego pomocy szuka niezwykła piękność (która nawiasem mówiąc często później ginie). Charakterystyczne w tych filmach jest to, że główny bohater jest jednocześnie narratorem, zasypującym widza szczegółami ze swego nudnego życia.

Często występuje w tych filmach podobna sytuacja:

Upierdliwy dzwonek telefonu przerwał bębnienie deszczu o szyby. Musiałem porzucić rozmyślania na temat ostatnich wydarzeń:
"Kołolski, słucham" - rzuciłem w słuchawkę
"Kołolski?" - zapytał zduszony głos
"No tak się nazywam. Słucham"
"Wiem kto zabił tę cizię od Jamesa. Bądź za godzinę w barze Koko-Bongo, na ulicy Bulwarowej"
Rozłączył się. Niestety będę musiał wyjść na ten cholerny deszcz...


Moje miasto, Rzeszów jest naprawdę niezwykłym miejscem. Podczas jednego z moich codziennych spacerów znalazłem taki o to bar:







Kiedyś odważę się wejść do środka. Może nie dostanę od razu w głowę, jak większość kapusiów.

Taniec Flamingów



Pokłosie wizyty w ZOO. Miałem dwa filmy z flamingami, ale tylko ten ma tak wyraźną melodię i tak dziwaczny taniec tych różowych ptaszysk.Czy wiecie, że na świecie jest więcej plastikowych flamingów ogrodowych niż tych żywych afrykańskich?

środa, sierpnia 12, 2009

Rajd

Tym razem wydarzenie lokalne: Osiemnasty Rajd Rzeszowski. W ciągu kilku dni po drogach okolic Rzeszowa ścigało się kilkanaście załóg. Nie jestem co prawda maniakiem sportów samochodowych, te maszyny jakoś tak na mnie nie działają, ale jako, że moja firma z racji swojego patronatu medialnego (albo sponsoringu - nie znam szczegółów) otrzymała kilka wejściówek typu VIP na ten rajd, to skorzystałem z okazji aby się tam pokazać.
Co prawda mój rodzony brat stwierdził (zaraz po tym postanowiłem go wydziedziczyć - dla zasady), że chwalić się VIPem na tym rajdzie to jak chwalić się dziesięciozłotowym napiwkiem w barze mlecznym. Nie jest to wzrost napięcia, zwłaszcza po takich zdarzeniach jak Argentyna albo Midem, ale wydarze i cała impreza była ciekawa. Wejściówki ani raz nie użyłem (tylko do jednego zdjęcia), widziałem kilka rozkraczeń motoryzacyjnych plus jeden płonący wóz, oraz gwiazdę całej imprezy: balon na ogrzane powietrze. W sumie było fajnie w sam raz na ciepłe sierpniowe popołudnie.

niedziela, sierpnia 09, 2009

Grudzień w sierpniu

To się chyba zdarzyło każdemu: błędnie ustawiona data w aparacie i w środku lata robimy zdjęcia z datą z grudnia. Jak zmienić datę albo czas w zdjęciach? Nie jest to skomplikowane, potrzebujemy programiku o nazwie jhead którego autorem jest Matthias Wandel (dostępny tutaj, jest też w każdej liczącej się dystrubucji pingwina). Przy jego pomocy możemy przesunąć date/czas o określoną ilość dni lub minut. Program obsługuje się z linii poleceń.

W moim przypadku pomocne były dwa następujące polecenia:

jhead -ds2009:08:06 *.JPG

Ustawiamy datę na określony dzień, data jest w formacie RRRR-MM-DD. W ten sposób ze środka grudnia zrobiło się lato

jhead -ta-4:08 *.JPG

Tym przesunąłem czas o cztery godziny i osiem minut wstecz.

sobota, sierpnia 01, 2009

Blue Screen of Death

Wykonałem ostatnio migracje, z kilku dysków po kilkadziesiąt gigabajtów do jednego dużego o rozmiarze jednego terabajta. Użyłem oprogramowania firmy Acronis, o nazwie "Migrate Easy". Migracja przeszła bezproblemowo, system nawet nie zauważył tego, że się zwiększyła wielkość dysków. Niestety sielankę nowego, szybszego systemu raz po raz brutalnie przerywał niebieski ekran śmierci. Błąd o nazwie BAD_POOL_HEADER nie był powiązany z żadnym sterownikiem. Na stronach Microsoftu znalazłem bardzo ładny spis błędów stop. Wszystko ładnie opisane, niestety w tym konkretnym przypadku nic mi to nie pomogło.
Po ustawieniu kilku procesów śledzących położenie sterowników w pamięci (narzędzie pstat), chciałem wykonać backup, na wszelki wypadek (czy aby na pewno nowy dysk się nie sypnął?). Przy wykonywaniu kopii danych (shadow copy) dostałem BSOD. Otrzymywałem go za każdym razem, już miałem pisać do Mozy z prośbą o pomoc, jednak na jednym z angielskojęzycznych forów znalazłem dość proste rozwiązanie. Należy przy pomocy narzędzia mbrfix (które można pobrać na przykład stąd) wygenerować nową sygnaturę dysku. Po tej operacji system na nowo wykryje dyski, przydzieli im oznaczenia literowe (ja miałem własne oznaczenia poszczególnych dysków - trzeba je od nowa ustawiać) i tyle. Backupy znowu działają, a system się nie wiesza.
Niech mi ktoś jeszcze powie, że system Windows jest prosty i intuicyjny.

niedziela, lipca 19, 2009

Przepraszam, dokąd płyniemy?

Film: Jeszcze nie wieczór


Przez czas, jak przez ocean płynie dom - Dom Weterana Aktora. Wypełniony jest schorowanymi emerytowanymi aktorami. Zamkniętymi w swoich pokoikach, spędzających dnie całe na tych samych rytuałach. Te same gesty, te same rozmowy. Te same role. Czasem, któryś z pasażerów tego statku do śmierci wypada za burtę, przyjeżdża pogotowie, zabiera. Łajba płynie dalej. Obsługa z wózkami roznosi kawę i ciastka, nikt nie wie, kiedy nadejdzie jego kolej.
W środek tego ustalonego świata zostaje wrzucony świeżak, młodzian - w porównaniu z resztą towarzystwa. Nie godzi się na zanurzenie w maraźmie, postanawia rozruszać skostniały układ panujący w domu.

* * *

Bardzo ciepły, pogodny film o odchodzeniu w niepamięć. Film o umieraniu, bez tragedii, bez krzyków. Wypełniony artystami z dawnych lat, schorowanymi, niedołężnymi, czasem szalonymi. Nie sposób jest odgadnąć kto gra, a kto jest sobą. Czuję się za młody do tego filmu. Dla mnie jest on filmem o starych aktorach, nie rozpoznaję większości twarzy. Nie poznaje nazwisk. Dla mnie, Ci aktorzy już są martwi. Jedna czy dwie osoby żyją jeszcze w mojej pamięci, cała reszta prawie nic nie znaczy. Polecam ten film każdemu, starzy odnajdą w nim znajome twarze, młodzi mogą poznać proces odchodzenia w niepamięć bez trwogi i grozy śmierci.

* * *

Seans na którym byłem był seansem specjalnym. Na zaproszenie kina przybył reżyser (Jacek Bławut) oraz dwóch aktorów (Jan Nowicki oraz Roman Kłosowski). Po filmie była możliwość porozmawiania z gośćmi. Usłyszałem kilka dobrych odpowiedzi i bardzo dużo głupich pytań. Po kolejnej wypowiedzi na temat wielkiego odchodzącego aktorstwa, chciało się wstać i zadać pytanie: kiedy ostatnio byłeś w teatrze?

wtorek, lipca 14, 2009

Lodowcowy deszcz

Film: Epoka Lodowcowa 3


Do kin właśnie weszła trzecia część Epoki Lodowcowej. Stara prawda kinowa mówi, że sequele są o wiele gorsze od pierwszych części. Tym razem nie było tak źle, jednak dało się odczuć pewną odtwórczość. Nie sposób było nie zauważyć podobieństwa tego filmu, do innych animacji prezentowanych ostatnio. Główni bohaterowie, znani z poprzednich części ulegli znacznemu spłaszczeniu i spłyceniu. Gdyby nie Wiewiór, wysuwający się na pierwszy plan, oraz popaprana łasica cały film należałoby spisać na straty.
Ogólnie: ciekawy, bardzo zabawny film - bajka niekoniecznie dla dzieci.


* * *

Gdy seans się skończył, padał deszcz. Ciepły letni deszcz, taki porządny, z tęczą. Gdy przechodził, zachodzące słońce oświetliło całe miasto, które zostało zabarwione na pomarańczowo. Spokojna, leniwa atmosfera letniego popołudnia. Gdybym miał wybierać, jak wygląda raj od środka, to miałby właśnie kolor pomarańczy tuż po deszczu.

czwartek, lipca 02, 2009

Patelnie

Tym razem nie będzie o gotowaniu, ale o tak zwanej sprzedaży bezpośredniej. Gdy się ma mnóstwo czasu, a na wycieraczce znajduje się zaproszenie na niesamowitą prezentacje pościeli wełnianej oraz innych równie niesamowitych urządzeń i produktów, to rozkłada się ogromny niebieski parasol i tupta się w kierunku zaszytego w okolicy hotelu. Hotel ów wynajął salę konferencyjną firmie specjalizującej się w sprzedaży bezpośredniej ekskluzywnych i niesamowicie drogich rzeczy.
Dzięki produkującym się handlowcom mogłem się dowiedzieć, że nie korzystając z tej pościeli ryzykuję przegrzaniem (ojej!), zawałem (oh nie!) czy nawet ŚMIERCIĄ (pełna panika ). Trudno się zachwala zmyślone cuda gdy na widowni jest ktoś, kto się zbytnio wszystkim przejmuje, do którego wszystko trafia lepiej niż do innych. He, he, he...
Posiedzieć w cieple kilka godzin, obserwując prezentacje która miała na celu sprzedanie czegokolwiek - komukolwiek jest bardzo ładnym ćwiczeniem pt. "jak nie dać się zmanipulować". Granie na lęku o własne zdrowie, odwoływanie się do pożądania luksusu, długo by wymieniać.
Najbardziej zastanawiały mnie ceny, jak to możliwe, że pościel wełniana kosztująca u nich prawie cztery tysiące złotych, podobnie jak niesamowity masażer który wyceniają na około trzy tysiące złotych oraz komplet garnków w równie absurdalnej cenie można mieć w sumie za jedną piątą zsumowanych cen poszczególnych artykułów. Nie przemawia do mnie taka promocja, gdzie do jednego przecenionego prawie o połowę dodaje się dwa inne równie drogie artykuły za darmo. Po przeliczeniu wychodzi prawie 70% obniżki. Normalny człowiek gdy najpierw mu mówią, że coś jest niesamowicie drogie i ekskluzywne, a później dają mu to za bezcen (w porównaniu z pierwotną ceną), czuje się w jakiś sposób oszukany. Mi to śmierdzi na kilometr (ameryki tym nie odkrywam). Chwila wyszukiwania i dowiadujemy się, że wszystkie te artykuły można kupić u producentów za około 10-20% ceny podanej w prezentacji.

Szkoda mi tylko tych staruszków, którzy chodzą na takie prezentacje, dają się omamić chwilą zainteresowania. Na nieszczęście dla firm prowadzących taki biznes uczestniczą w nich cały czas ci sami ludzie, ci sami staruszkowie. Rynek pomału staje się nasycony, większość ich klientów już ma kupione po kilka rzeczy, nie kwapią się kupować kolejne.

Nooo, ale ile by nie narzekać, to dawali patelnie. Trzy małe zgrabne patelnie, w sam raz aby roztopić masło, albo usmażyć dwa jajka. W sam raz do każdej kuchni. Szczerze mówiąc bardziej przydatne i praktyczne, niż całe stado niesamowicie ciężkich garnków i noży których nikt nigdy z szafki nie wyjmie.

niedziela, czerwca 21, 2009

Niedziela cudów

Tak, ta deszczowa, czerwcowa niedziela pełna była cudów. Pierwszy z nich, cud internetowy. Dostałem spam który mówił do mnie pełnią obrazkowego języka. Mogłem dowiedzieć się co jest dobre, a co złe. Co jest cacy, a co już takie cacy nie jest. Proszę państwa, oto obrazek poznania dobrego i złego w wykonaniu spamerów:

Drugim cudem była grupka ożywionych zmarzlin. Krótko przed drugą wojną światową, jedna z kapel podwórkowych wpada we Lwowie pod lód. Tam spędza prawie sto lat, wychodzi i z zostaje deportowana do Polski, ponieważ Ukraina jest już samodzielnym krajem. Zdziwieni i zdezorientowani grajkowie krążą po Rzeszowie zbierając drobne po to by zbudować maszynę czasu, odbyć niesamowitą podróż wstecz (albo do wszechświata równoległego) i odmienić swój los. Mogliby przy tym rozwalić ten wszechświat, więc nie mają co liczyć na mojego grosika.



Udało mi się nagrać fragment ich niesamowitego występu:

sobota, czerwca 20, 2009

Choróbsko


Dopadło mnie zapalenie gardła połączone z wysoką gorączką i innymi tego typu cudami. Walczyłem z bakteriami dzielnie, przy pomocy antybiotyków, herbaty z cytryną pitej hektolitrami oraz koktajlami z miksowanych owoców. Bomba witaminowa!

środa, czerwca 17, 2009

Niezbadane koleje losu

Czasem się zastanawiam, jak duże mam szczęście, albo jak bardzo miałbym przechlapane gdybym miał więcej pecha. Jakiś czas temu zdarzyło mi się być w Argentynie, na drugim końcu świata. Tam, gdzie teraz jest zima. Wróciłem w sobotę, dwudziestego piątego maja. Bez większych niespodzianek, z drobnym opóźnieniem w Paryżu: samolot do Polski miał usterkę i został wymieniony na inny. Dwa dni później siedząc w pracy przeczytałem pierwszego newsa o tym, że nad Atlantykiem zaginął samolot linii AirFrance.
W takim momencie uruchamia się człowiekowi myślenie, zwłaszcza, że proszono mnie, abym został jeszcze dwa dni dłużej i w czymś pomógł. Mogłem lecieć dwa dni później, mogło nie być miejsc bezpośrednio z Argentyny, mogłem mieć przesiadkę w Rio, mogłem lecieć tamtym lotem. Trochę mi się zimno w tym momencie zrobiło.
Przy każdej podróży, zwłaszcza lotniczej słyszę w mediach o spadających samolotach. Dzień przed, dzień po, w trakcie gdy jestem za granicą, gdzieś na świecie spada samolot i giną ludzie. Mimo tego, nigdy nie bałem się wsiąść do samolotu - liczby są po mojej stronie. Statystycznie, na całym świecie, w wypadku lotniczym giną dwie osoby dziennie (warto porównać to do tego, że w samej Polsce, tylko podczas długiego weekendu zginęło kilkadziesiąt osób).
Pomyśleć, że w chwili kiedy ja jem śniadanie, rzeźbie kody w pracy, przeglądam sieć lub po prostu śpię, nad moją głową tysiące ludzi w tysiącu maszyn przemieszcza się z miejsca na miejsce. Będzie to trwało wiecznie, dopóki ludzie będą potrzebowali się szybko przemieszczać. Nic tego nie zmieni, żaden huragan ani setki rozbitych samolotów. Tak po prostu jest.
Czasem tylko w głowie zaćwierka, co by było gdyby?

środa, czerwca 03, 2009

Buenos Aires

Pamiętacie wyjazd do Cannes, na targi? Powtórka z rozrywki, ten sam klient, ta sama firma outsourcingowa, a miejsce najbardziej egzotyczne: Argentyna. Podobnie jak poprzednim razem i tym miałem służyć pomocą podczas prezentacji. Pomoc ta, wiązała się z zakupem kilku najpotrzebniejszych narzędzi, takich jak wiertarka, komplet kluczy, kable, śrubki, zaciski plastikowe, klej oraz pistolet do kleju. Prawda, że same programistyczne zabawki?
Podróż na miejsce, strasznie długa, kilkanaście godzin w pociągach oraz samolotach. Dobrze, że tradycyjne linie lotnicze karmią i poją na pokładzie, bo by na miejsce zamiast mnie dojechała jakaś wysuszona szczapa.
Na miejscu byłem w niedzielę z rana, po wykonaniu kilku telefonów wylądowałem w hotelu, umyłem się, posłuchałem lokalnej telewizji (miłe dla ucha miękkie plumkanie po hiszpańsku). W niedziele zaliczyłem krótką rundkę po Puerto Madero, zapadający zmrok nie pozwolił mi wykonać lepszych zdjęć (nawał późniejszej pracy sprawił, że gdyby nie zakupy, to byłoby to jedyne zwiedzanie podczas tej podróży).
Pozostałe dni wypełnione były ciężką, żmudną pracą. Poszukiwaniem brakujących części, pakowaniem wszystkiego w działającą całość, walką ze sterownikami oraz systemem.
Miasto bardzo przypomina miasta które tworzyłem w Sim City. Kwadratowe dzielnice, autostrada w środku (wiecznie zakorkowana), wszyscy używają klaksonów jak oszalali. W jednej dzielnicy doskonale prosperujące lokale są w pobliżu opuszczonych ruder. Wysokie budynki mieszają się z niskimi klimatycznymi willami. Szerokie ulice, bardzo dużo autobusów i motorów. Wąskie jednokierunkowe uliczki pomiędzy kwadratami budynków. Małe ale bardzo przepustowe lotnisko na którym nie bardzo przykładają się do standardów bezpieczeństwa (nikt nie chciał oglądać mojego laptopa od środka).
Firma u której gościłem w Argentynie to duża grupa medialna. Posiadają kanał telewizyjny (w którym udało mi się chwilę poświecić mordką), kilka stacji radiowych, kilka portali internetowych. Jednym słowem kombajn na kilkuset pracowników ulokowany w bardzo niepozornym budyneczku w jednej z wielu podobnych dzielnic Buenos.
W drodze powrotnej, w Warszawie na lotnisku, służba celna przywitała mnie z wyjątkową uprzejmością. Jako, że z twarzy wyglądam na zbira, zaś w paszporcie mam kompletną pustkę (poza kilkoma niewiele znaczącymi pieczątkami) zostałem wytypowany do bycia narkotykowym kurierem. Moje bagaże zostały prześwietlone z wielką pieczołowitością, dokładnie obszukane - wielokrotnie. Mimo mojego zakazanego wyglądu i mordy zakapiora nie okazałem się przemytnikiem (gdybyście widzieli ten zawód na twarzach celników, że jednak nic nie przemycam).

środa, maja 27, 2009

Miasto

pomniki
których znaczenia już mi nikt nie objaśni
bohaterów
strzaskane kadłuby tkwiące w postumentach
parki zielone
od pleśni gnijące

turystów
szczerzących kości do słońca
dzieci
czaszki nagie i spękane
mieszkańcy miasta
stosami po ulicach leżą

budynki piękne
teraz w pył rozsypane
mosty szerokie
pod wodą świecą
drogi szerokie
szczękami czasu przeżute

idę tym miastem
jak obcy, turysta
rękami bez mięsa
zachwyt wyrażam

piątek, maja 15, 2009

Gra w zaskoczenia

Film: Gra dla dwojga


Dawno nie byłem w kinie. Jakoś się tak złożyło, że nie było nic wartego obejrzenia. Przez kina gremialnie przetaczała się zamerykanizowana chała. Coby już całkiem nie schamieć metodą eliminacji i porad Kinomaniaka do obejrzenia wytypowany został film "Gra dla dwojga".
Prosta historia. Dwie konkurujące firmy kosmetyczne, ogromna ilość pieniędzy kręcąca się dookoła balsamów i kremów (wiele osób je ze sobą myli). Każda firma stara się śledzić kroki konkurencji, po to by nie wypaść z rynku, w momencie kiedy ta druga wyskoczy z czymś zupełnie nowym, niespodziewanym. Trudno jest cokolwiek zdradzić na temat fabuły, bez zdradzania zbyt wielu szczegółów zakończenia. Od początku do końca w filmie przeplatają się nagłe zwroty akcji z retrospekcjami. Mnie zakończenie nie zaskoczyło, ale ja sypię truskawki cukrem.

środa, maja 13, 2009

Gwiezdny powrót do przeszłości

Film: Star Trek (2009)

Dawno dawno temu w odległej galaktyce... No może jednak nie dawno, a w przyszłości i nie w odległej, a w naszej. Ogromna ilość fanów uniwersum Star Trek gwarantowała, że prędzej czy później pojawi się kolejny film albo kolejny serial oparty na tamtym świecie. Zaczyna się od pięknie ukazanej katastrofy, a później obserwujemy klasyczny wzrost i powrót bohatera. Odnajdujemy powiązania z innymi filmami tej serii, znane postacie, znajome rasy. W sumie poza pięknymi, wciskającymi w fotel efektami specjalnymi, nie ma tu nic ciekawego. Jest kilka chwytliwych kwestii, kilka niezłych zakrętów, ale to tyle. Miło było zobaczyć coś nowego z tego uniwersum. Jednak, jak ktoś poszukuje czegoś głębokiego to źle trafił.

środa, kwietnia 15, 2009

Animal Planet Constans

Stała Animal Planet - średni czas od przełączenia na kanał Animal Planet do zobaczenia jak śliczne puchate zwierzątko jest nagle pożerane, rozszarpywane przez jakiegoś bardzo głodnego drapieżnika.

Gra w Animal Planet - liczenie zeżartych mały słodkich zwierzątek. Punkt za każde puchate truchełko, dwa punkty za pierze. Dodatkowe pięć gdy zwierzątko ma jakieś imię, za śmierć głodową albo utopienie (lub coś w tym stylu, naturalne śmierci nie przez pożarcie) punkty ujemne. Gdy matka zostaje pożarta a młode zdychają z głodu punktów piętnaście.

Aj....

piątek, kwietnia 03, 2009

Kotki

Dom bez kota to nie dom. Co prawda mam już jednego kota - białego inteligentnego persa, jednakże każdy chciałby mieć towarzystwo i mój samotny biały kot też chciałby mieć kogoś do zabawy. Dlatego pojawiła się Sonia, młody kociak. Krzyżówka szarego dachowca z kotem bengalskim.

Gdyby tylko koci dzień nie zaczynał się godzinę przed moim budzikiem.

czwartek, marca 26, 2009

Wątki

Okazało, że do programu muszę dołożyć drugi wątek wyposażony w kolejkę komunikatów bo pierwszy się zatyka gdy okno modalne wchodzi w wewnętrzną pętlę komunikatów przy przenoszeniu okna albo podczas wyświetlania kontekstowego menu. Eeech, życie...

wtorek, marca 10, 2009

koniec świata

niechaj już będzie świata koniec
niechaj się wszystkie spełnią wróżby
niech czarnowidze satysfakcje mają
patrząc na cywilizacji męki

niech się zgromadzą na rynkach tłumy
niech patrzą w komet ogony
niech zakrzykną jednym chórem zgodnym
myśmy wiedzieli, myśmy przewidzieli
myśmy ostrzegli

niech przyjdą ognie, trzęsienia ziemi
niech ich pochłoną ziemi lawiny
niech gasną głośno pod czerwonym niebem
ci co ten koniec przewidzieć umieli

ja sobie siądę na rozgrzanej skale
wyjmę z kieszeni dziennik znoszony
i w nim zapisze pod dniem ostatnim
czuje się zaskoczony

niedziela, marca 08, 2009

Singlizm - definicja

Czym jest 'singiel', zwłaszcza w takim kraju jak Polska? Poniższa okładka wszystko tłumaczy.

Singiel, to osoba samotna która udaje szczęśliwą czekając na księcia z bajki. Bycie samotnym to wstyd, a na singli jest moda.

środa, lutego 25, 2009

Wystąpiło mi się w telewizji

Jakiś czas temu otrzymałem mail od Dominiki H. z informacją, że jest nagrywany program dla drugiego kanału telewizji polskiej traktującym o poufności danych. Seria programów nosi wspólny tytuł "Bramy Jutra", ma być czymś w rodzaju dziedzica dawnej Sondy. Wziąłem wolny dzień w pracy i wybrałem się do Wrocławia. W tamtejszym ośrodku telewizyjnym odbywało się nagranie. W środku był bardzo ładny, nowoczesny hol, ładna loggia, jednak, jak się weszło w obszar zwykle niedostępny dla zwykłych śmiertelników można było zobaczyć wnętrza wprost przepojone głębokim komunizmem. Podobne widoki są dostępne dla każdego studenta starszej uczelni. Farba olejna na ścianach, trochę starsze meble. Podczas oglądania wszystko wydaje się małe, od środka studio jest bardzo duże, wielkości niezłego supermarketu i bardzo wysokie.
Zdziwił mnie fakt, że publiczność musiała płacić za zaszczyt wzięcia udziału w nagraniu. Zawsze myślałem, że albo to jest za darmo albo płacą drobne kwoty za sterczenie. Całość programu można obejrzeć na oficjalnej stronie programu.
Z ciekawszych informacji poznałem Pawła Jabłońskiego vel. Goriona, mimo obiegowych opinii okazał się równym gościem z dużą wiedzą.
Nagranie właśnie zostało wyemitowane na antenie TVP2.

Oficjalna strona programu

poniedziałek, lutego 23, 2009

Project Manager

Dobry menedżer projektu tak poinformuje klienta o błędzie, że on cieszy się z nowej funkcjonalności.

"Ten błąd i idące za tym zawieszenie systemu zapewni Panu regularne przerwy na kawę"

sobota, lutego 14, 2009

Dziecinada

Mali chłopcy na podwórku łączą kałuże, po to by woda płynęła szybciej. Duzi chłopcy prostują rzeki, po to by statki mogły płynąć szybciej. Prostujemy naturę, a później dziwimy się, że przytrafiają się nam powodzie.

sobota, lutego 07, 2009

Dziura w ścianie

Podczas przeprowadzki nadchodzi taki moment w którym trzeba wykonać kilka dziur w ścianach. Niezwykle pomocna w takich przypadkach jest zwykła wiertarka. Na początku idzie łatwo, sześć dziur pod półeczki - wierci się jak w masełku.
Cel następny - kinkiet w kuchni, wydaje się prostym celem. Przyłożony, dziurki odrysowane. Wiertło zmienione (nie trzeba tak wielkich dziur jak pod półeczki). Włączamy, przykładamy - bzdryłk. Wybiło korki. Cholera, trafiłem na przewody. Bierzemy dłuto, odsłaniamy przewody, nie są przerwane - przynajmniej tyle. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić dokładnie między dwie żyły w kablu.
I w tym momencie zaczyna się jazda, okazuje się, że korki w mieszkaniu nie włączają zasilania. Krótkie śledztwo ujawnia istnienie kolejnych korków, tym razem na klatce. Korki zamknięte są w skrzynce elektrycznej którą otwiera się przy pomocy specjalnego trójkątnego klucza.
W międzyczasie przyjeżdża mój brat, Szymon, otrzymuje rozkaz pilnowania lokum gdy ja udaję się na poszukiwanie bezpieczników i klucza. Na pierwszy ogień idzie Castorama, bezpieczniki oczywiście są, klucze też, ale się akurat sprzedały. No to do Praktikera - nie prowadzimy tego wcale. RCMB - tylko z szafą, szafa kosztuje trzysta złotych. Czy w całym mieście nie ma porządnego sklepu dla majsterkowiczów? No to jeszcze Leroy Merlin - miły pracownik informuje, że nie mają, ale czasem w punktach dorabiania kluczy mają takie coś. Swoją drogą to klucz artefakt, nikt go nie ma, nic dziwnego, że w Castoramie wszystkie były wykupione. Najbliższy punkt dorabiania kluczy - Tesco. Jest, ale mały, nie pasujący do kłódki (cholera!), kłódki też są, ale innego rodzaju. Po drodze do mieszkania, jeszcze jeden punkt dorabiania kluczy którego właściciel robi wielkie oczy na pytanie o klucz.
Powrót na tarczy do lokum, brat zamknięty w środku zaczyna świrować. Wprowadzony w szczegóły korzystając ze swoich wrodzonych złodziejskich umiejętności otwiera kłódkę - tada, są bezpieczniki. Szybka wymiana i jest prąd - po czterech godzinach szukania klucza. Masakra, jutro wymieniam gniazdka na ładniejsze, muszę zacząć odpowiednio wcześniej.

czwartek, lutego 05, 2009

Uwaga

Dementuję pogłoski jakobym zszedł z tego świata zmiażdżony przez bankową mafię (i każdą inną też). Jestem aktualnie, tymczasowo odcięty od sieci i jak powrócę do grona siecionautów to umieszczę zaległe posty (a się trochę nadziało).

Aktualizacja:
Późniejsze i wcześniejsze posty zostały umieszczone. Po tygodniu oczekiwania dostąpiłem zaszczytu włączenia do sieci internetowej.

niedziela, lutego 01, 2009

Zmiany, zmiany, zmiany...

Czasem nadchodzi taki czas. że trzeba coś zmienić w swoim życiu. W związku z nowym rokiem postanowiłem zmienić wynajmowane ciasne lokum na kilka metrów więcej własnego mieszkania. W końcu to jest moje i płacę na własne, a nie napycham kieszenie komuś obcemu.

sobota, stycznia 24, 2009

Lazurowe Wybrzeże - Francja

W czasie pobytu na targach we Francji zatrzymałem się w małym hotelu na lazurowym wybrzeżu. Firma, która mnie tam ściągnęła, wynajęła też cały hotel, nieduży co prawda, ale wystarczający aby pomieścić w nim wszystkich pracowników, którzy przyjechali na targi z całego świata.
Mając chwilę wolnego czasu wybrałem się na zwiedzanie okolicy. W wielu miejscach nadal widać stare śródziemnomorskie francuskie budownictwo. Bardzo stylowe wille, drobne budynki. Okiennice, okapy, ganeczki. Podczas spaceru zauważyć można, że ten piękny kawałek wybrzeża stał się ofiarą własnego sukcesu. Drobne domki po wyburzeniu zastępowane były przez przeraźliwie brzydkie wielopiętrowe hotele. Poza sezonem mieściny robią się senne, a plaże puste. Ze względu na charakter pływów w wielu miejscach woda zabiera piasek i jest on w zimie nawożony ciężarówkami.
Śniadanie - mała uroczystość z pysznym chrupiącym pieczywem, kawą z mlekiem oraz ciągnącym serem. Można też zjeść garść owoców i popić świeżym sokiem pomarańczowym. Jednak śniadanie było tylko preludium tego co serwowane było na kolację. Prawdziwe arcydzieła kucharskie, ryby, makarony i inne cuda. Dobrze przyprawione i w niestety bardzo małych porcjach. Do wszystkiego ogromne ilości wina oznaczonego marką hotelu. Gdybym namiętnie pijał wino, to bym codziennie był totalnie ubzdryngolony.
Pozatargowe chwile płynęły w bardzo rodzinnej, przyjaznej atmosferze. Szczerze żałowałem chwili wyjazdu, mógłbym tak mieszkać do końca swoich dni.

Albumy ze zdjęciami: Lot do Nicei, Cannes i okolice, hotel Alexandra.

wtorek, stycznia 20, 2009

Midem

Praca w firmie outsourcingowej o międzynarodowej klienteli daje od czasu do czasu bonusy w postaci niespodziewanych wyjazdów zagranicznych. Poprzednim razem zobaczyłem Monachium, tym razem zwiedziłem niewielki fragment Francji - okolice Nicei i Cannes.
Celem mojej podróży były targi muzyczne, służyłem tam jako support programistyczny. Przez te kilka dni na targach nie musiałem zbyt dużo pomagać - ale miałem dużo czasu by omówić wszelkie programistyczne sprawy z szefostwem firmy, która mnie wynajęła.
Same targi były mocno oszałamiające, wiele kolorowych stoisk. Prawie na każdym stoisku były rozdawane darmowe płyty. Z rozmów z ludźmi wynikało, że w tym roku targi były mizerne - ja nie byłem tam wcześniej i nie miałem porównania. Byli tam prawie wszyscy wielcy muzycznego świata. Od producentów telefonów komórkowych, poprzez producentów pamięci flash, właścicieli praw autorskich różnorakich utworów. Były tam też stoiska krajowe. Na japońskim rozdawano sake (dziwnie smakuje wódka z ryżu), tajemnicze stoisko irańskie z bardzo tajemniczym wystawcą, żywiołowe hiszpańskie. Nie byłbym Polakiem gdybym nie wyśledził polskiego stoiska. Spokojne poważne stoisko instytutu im. Fryderyka Szopena, na którym oprócz płyt rozdawano pierniczki. Stoisko wydawnictwa Agora, było całkowicie pozbawione obecności ludzkiej (a byłem tam kilka razy). Było też stoisko jakiegoś wydawnictwa, które ogłaszało się, że jest numerem jeden w Polsce - jednak nazwa mi nic nie mówiła, a i nie zapamiętałem jej na długo.
Ciekawostką były stoiska producentów zatyczek do uszu (i to dwa), było też stoisko nie najnowszej już gry Guitar Hero. Lufthansa oferowała prywatne odrzutowce tym, którzy ich potrzebują.
Najgłośniej było na stoisku japońskim, tam też się najwięcej działo. Wszędzie było pełno rozmawiających ze sobą prezesów, wejściówka na te targi kosztuje ponad tysiąc euro. Targi te są uważane za jedne z najdroższych na świecie, jednak dzięki tej ekskluzywności materiały reklamowe były bardzo dobrej jakości, a rozmowy handlowe przeprowadzane na tych targach mogły naprawdę przynieść jakieś korzyści.

Zdjęcia z targów

poniedziałek, stycznia 19, 2009

Myśl

Życie jest jak jedzenie ryby, możesz cierpliwie wydłubywać ości na talerzu - twoja ryba będzie zimna i niedobra. Możesz też pakować gorące kawałki ryby prosto do ust licząc się z tym, że od czasu do czasu coś cię ukłuje.

sobota, stycznia 10, 2009

O spamie słów kilka

Nie przyszedł mi do głowy żaden bardziej logiczny tytuł. Ja też dostaje spam, czasem nawet bardzo dużo, zastanawia mnie jednak jeden fakt: polskiego spamu przychodzi mi bardzo mało, prawie nic. Zachodniego (amerykańskiego głównie) przychodzą mi całe tony - wygląda to tak, jakby wszyscy amerykańscy bankowcy postanowili udzielać nisko oprocentowanych pożyczek w Europie. Mogę też zamówić kartę kredytową, tanią viagrę i inne tym produkty sprzedawane głównie w jednym kraju i dla jednej narodowości.
Ktoś tu kogoś oszukuje, bo nie wygląda mi na to, że osoba zlecająca wysłanie spamu nastawia się na europejskich klientów, zwłaszcza, że większość z tych produktów jest wysyłana tylko do stanów (nie można wybrać innego kraju jako miejsce docelowe przesyłki). Adres mailowy, to adres - płaci się od sztuki, ceny są dość niskie, nikt nie przejmuje się celowością (europejskimi domenami). W momencie kiedy zostaną znaleziona i wdrożona odpowiednia metoda walki z tym zjawiskiem, zwiększą się ruchy mające na celu poprawienie jakości list wysyłkowych. Obecnie spamerzy idą w ilość zamiast w jakość, a ja mogę sobie kupić podróbkę Rolexa w wyjątkowo korzystnej cenie.
Spam nigeryjski i zawiadomienie o wygranej na loterii całkowicie pomijam, już nawet przestałem liczyć takie maile i szumnie zapowiadane w nich nagrody, procenty i wygrane. Szkoda, że ktoś tworzy wypełnione uczuciem elaboraty tylko po to, żebym ja je bez czytania wywalił do kosza.

sobota, stycznia 03, 2009

Bieda

Idzie bieda przez wioskę
z mordą turonia
wesoło kłapie dziobem
na nogach się słania

Ciemna noc gwiaździsta
i turoń kudłaty
chodzi bieda po wiosce
od chaty do chaty

Tu kłapnie dziobiszczem
wesoło podskoczy
zajrzy niektórym
głęboko, zimno w oczy

Ten palcem pokaże
ten rzuci grosika
nikt się nie spodziewa
gdy u niego zawita

Bieda tańczy wesoło
wielu się przyłącza
niektórzy niemrawo
głód nogi im plącze

I ja podskakuję
choć zima i śnieg
rzuć panie grosika
niech swój skończę bieg