Czasem się zastanawiam, jak duże mam szczęście, albo jak bardzo miałbym przechlapane gdybym miał więcej pecha. Jakiś czas temu zdarzyło mi się być w Argentynie, na drugim końcu świata. Tam, gdzie teraz jest zima. Wróciłem w sobotę, dwudziestego piątego maja. Bez większych niespodzianek, z drobnym opóźnieniem w Paryżu: samolot do Polski miał usterkę i został wymieniony na inny. Dwa dni później siedząc w pracy przeczytałem pierwszego newsa o tym, że nad Atlantykiem zaginął samolot linii AirFrance.
W takim momencie uruchamia się człowiekowi myślenie, zwłaszcza, że proszono mnie, abym został jeszcze dwa dni dłużej i w czymś pomógł. Mogłem lecieć dwa dni później, mogło nie być miejsc bezpośrednio z Argentyny, mogłem mieć przesiadkę w Rio, mogłem lecieć tamtym lotem. Trochę mi się zimno w tym momencie zrobiło.
Przy każdej podróży, zwłaszcza lotniczej słyszę w mediach o spadających samolotach. Dzień przed, dzień po, w trakcie gdy jestem za granicą, gdzieś na świecie spada samolot i giną ludzie. Mimo tego, nigdy nie bałem się wsiąść do samolotu - liczby są po mojej stronie. Statystycznie, na całym świecie, w wypadku lotniczym giną dwie osoby dziennie (warto porównać to do tego, że w samej Polsce, tylko podczas długiego weekendu zginęło kilkadziesiąt osób).
Pomyśleć, że w chwili kiedy ja jem śniadanie, rzeźbie kody w pracy, przeglądam sieć lub po prostu śpię, nad moją głową tysiące ludzi w tysiącu maszyn przemieszcza się z miejsca na miejsce. Będzie to trwało wiecznie, dopóki ludzie będą potrzebowali się szybko przemieszczać. Nic tego nie zmieni, żaden huragan ani setki rozbitych samolotów. Tak po prostu jest.
Czasem tylko w głowie zaćwierka, co by było gdyby?
W takim momencie uruchamia się człowiekowi myślenie, zwłaszcza, że proszono mnie, abym został jeszcze dwa dni dłużej i w czymś pomógł. Mogłem lecieć dwa dni później, mogło nie być miejsc bezpośrednio z Argentyny, mogłem mieć przesiadkę w Rio, mogłem lecieć tamtym lotem. Trochę mi się zimno w tym momencie zrobiło.
Przy każdej podróży, zwłaszcza lotniczej słyszę w mediach o spadających samolotach. Dzień przed, dzień po, w trakcie gdy jestem za granicą, gdzieś na świecie spada samolot i giną ludzie. Mimo tego, nigdy nie bałem się wsiąść do samolotu - liczby są po mojej stronie. Statystycznie, na całym świecie, w wypadku lotniczym giną dwie osoby dziennie (warto porównać to do tego, że w samej Polsce, tylko podczas długiego weekendu zginęło kilkadziesiąt osób).
Pomyśleć, że w chwili kiedy ja jem śniadanie, rzeźbie kody w pracy, przeglądam sieć lub po prostu śpię, nad moją głową tysiące ludzi w tysiącu maszyn przemieszcza się z miejsca na miejsce. Będzie to trwało wiecznie, dopóki ludzie będą potrzebowali się szybko przemieszczać. Nic tego nie zmieni, żaden huragan ani setki rozbitych samolotów. Tak po prostu jest.
3 komentarze:
Popatrz na to z innej strony. Statystycznie patrzac, rozbicie sie jakiegos samolotu tuz przed albo tuz po naszym locie zwieksza szanse ze nasz lot bedzie bezpieczny:)
Niestety lotnicze katastrofy nie zależą od siebie. To jak z rzutem monetą, to, że przed chwilą wypadła reszka nie implikuje tego, że za chwilę znów nie wypadnie. Strach i poczucie bezpieczeństwa jest irracjonalne, ale o to właśnie w tym wszystkim chodzi.
A Babcia Zosia omało zawału nie dostała jak usłyszała o tym wypadku bo pomyslała że to Twój samolot!!! Ściskam. Karolka
Prześlij komentarz