Na spacery chodził rzadko, coraz rzadziej. Nie pozwalał mu już ani wiek, ani nadwyrężony ciężka praca kręgosłup. Jednak w ten słoneczny wiosenny poranek ubrał się i wyszedł. Pomału, kontemplując świeże cieple słońce przemierzał dawno nie widziane uliczki swojego miasta. Stukając laska w kocie łby ulicy sam nie wiedząc kiedy zaszedł do ponurego zimnego parku, wiecznie skrytego w cieniu ogromnego wieżowca jakiejś korporacji. W zbiorowisku martwych drzew było cos urzekającego, cos co nie pozwalało umysłowi odpocząć, cos wywołującego ustawiczne swędzenie tuz pod czubkiem głowy. Z zadumy wyrwało go przeraźliwe miauczenie. Biały kot, przywiązany do drzewa ogłaszał całemu światu swoje nieszczęśliwe położenie. Walcząc z nadmierna ilością kłów i pazurów w które zaopatrzona była ta mała futrzana kulka pełną nieszczęścia oswobodził go z pętli drucianej. W chwili gdy skrył kota pod płaszczem miauczenie ustało.
Po powrocie do domu odnalazł w lodowce w miarę świeże mleko i napoił swojego nowego współlokatora. Każdy z odwiedzających w następnych tygodniach mógłby przysiąc ze spokojniejszego milszego i czyściejszego kota w życiu nie widział. Staruszek dziękował za komplementy z ciepłym uśmiechem. Głaskał kota i się cieszył.
Minął miesiąc. Drugi. Trzeci. Pewnej nocy miał dziwny sen, śnił o parku pełnym martwych drzew. O wiecznym cieniu. O mgle z wieczora i rosie z rana. Widział jak ktoś ogromny w białym fraku przywiązuje go za nogę do drzewa. Obudził się z krzykiem z tego koszmaru. Nad sobą ujrzał trzaskające na wietrze suche konary martwego parku. Krzyk przemienił się w miauk.
Do drzewa przywiązany miauczał mały bury kotek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz