Popełniłem dziś seans w kinie. Zaznaczam, że poszedłem do kina, gdyż film na którym odgniatałem sobie tyłek nie zasługiwał na to żeby na niego właśnie iść. W ulotce którą miąłem przed seansem wyczytałem kłamliwe brednie, to niby film sensacyjny był. W sumie to sensacyjny był, przez kilka minut. Zdradzę wam genialny pomysł na scenariusz. Wymyślić kilka ładnych scen sensacyjny i dopakować dialogi. Możliwie napompowane i bez sensu, byle tylko bohaterowie stali i gadali do siebie, bez umiaru. Ple-ple, ple-ple, ple-ple. Roztrząsają swoje odczucia, gadają o przeszłości, zawsze można dorzucić tonę retrospekcji. Wszystko byleby film miał fajną długość. Jak odcieknąć litry wody to zostają trzy sceny i film krótkometrażowy.
Najbardziej przegiętą i patetyczną sceną była ta jak główny bohater przelatuje przed ogromniastym łopoczącym gwiaździstym sztandarem. Jeszcze strażacy biją brawo, skąd tam strażacy? Nie ważne, łopocze, jest tak aaach i w ogóle.
Nuuuuuda!
Najbardziej przegiętą i patetyczną sceną była ta jak główny bohater przelatuje przed ogromniastym łopoczącym gwiaździstym sztandarem. Jeszcze strażacy biją brawo, skąd tam strażacy? Nie ważne, łopocze, jest tak aaach i w ogóle.
Nuuuuuda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz