W potoku wydarzeń wesoło pluskały się złote rybki. Czas siadł na brzegu i rozpoczął rozkładanie wędki. Tuż przed pobliskim horyzontem zdarzeń, na wzgórzach gaussa pasły się nieszczęśliwe przypadki. Ten i ów ronił łzę za łzą patrząc na zieloną trawę gniecioną kopytami. Westchnął czas nad tymi cudnymi istotami i zarzucił wędkę w błękitną toń potoku.
Wpatrując się w podskakujący na falach zdarzeń pozwolił by Morfeusz objął go swymi ramionami. Dał się porwać w sparaliżowany taniec sennych mar. Drgania wędki wybudziły go nagle. Poderwał wędkę tylko po to by zobaczyć błyszczący się w świetle spławik.
Zdarzenia losowe baraszkowały wesoło na łące, co i rusz wzniecając w powietrze morze płatków z rosnących opodal róż wiatru. Drobinka pyłku kwiatowego niesiona wiatrem dała się wciągnąć do wielkiego nosa Czasu. Ojciec Czas przerwał na chwilę mamrotanie i marudzenie na niewdzięczne złote rybki by mocno zaciągnąć się powietrzem i...
KICHNĄĆ!
Pierwsze kichnięcie tylko lekko go orzeźwiło, westchnął jeszcze mocniej. Zatrzymał oddech na chwilę i...
KICHNĄŁ!
Myślał, że to ostatni raz, ale porządne kichnięcia liczy się na trzy, nie zdążył doliczyć do dwóch gdy...
OGROMNY KICH!
Tym razem poczuł, że to było coś więcej niż wielkie KICH, to było coś więcej niż takie zwykłe KICH, takiego KICHA pamięta się przez długie eony. Otarł nos i spostrzegł, że wokół niego w świetle migocze tysiące możliwości. Każdy z nich wyglądający jak mały czarny pyłek, jednak ten mały czarny pyłek ma w sobie o wiele więcej możliwości. Ujął go w palce i przyciągnął do oka. Zobaczył kłębiące się kwarki łączące się w atomy, atomy łączące się w cząstki. Cząstki zbijające się w planety. Wyciągnął wędkę z wody, ma bardzo dużo czasu i będzie się temu małemu czarnemu kłębuszkowi długo przyglądał.
Gdy patrzysz w słońce, gdy wąchasz pieprz, gdy masz katar albo ot tak, bez przyczyny - kichasz. Ojciec Czas patrzy uśmiecha się i liczy do trzech to takie porządne kichnięcia liczy się w trzech.
Wpatrując się w podskakujący na falach zdarzeń pozwolił by Morfeusz objął go swymi ramionami. Dał się porwać w sparaliżowany taniec sennych mar. Drgania wędki wybudziły go nagle. Poderwał wędkę tylko po to by zobaczyć błyszczący się w świetle spławik.
Zdarzenia losowe baraszkowały wesoło na łące, co i rusz wzniecając w powietrze morze płatków z rosnących opodal róż wiatru. Drobinka pyłku kwiatowego niesiona wiatrem dała się wciągnąć do wielkiego nosa Czasu. Ojciec Czas przerwał na chwilę mamrotanie i marudzenie na niewdzięczne złote rybki by mocno zaciągnąć się powietrzem i...
KICHNĄĆ!
Pierwsze kichnięcie tylko lekko go orzeźwiło, westchnął jeszcze mocniej. Zatrzymał oddech na chwilę i...
KICHNĄŁ!
Myślał, że to ostatni raz, ale porządne kichnięcia liczy się na trzy, nie zdążył doliczyć do dwóch gdy...
OGROMNY KICH!
Tym razem poczuł, że to było coś więcej niż wielkie KICH, to było coś więcej niż takie zwykłe KICH, takiego KICHA pamięta się przez długie eony. Otarł nos i spostrzegł, że wokół niego w świetle migocze tysiące możliwości. Każdy z nich wyglądający jak mały czarny pyłek, jednak ten mały czarny pyłek ma w sobie o wiele więcej możliwości. Ujął go w palce i przyciągnął do oka. Zobaczył kłębiące się kwarki łączące się w atomy, atomy łączące się w cząstki. Cząstki zbijające się w planety. Wyciągnął wędkę z wody, ma bardzo dużo czasu i będzie się temu małemu czarnemu kłębuszkowi długo przyglądał.
Gdy patrzysz w słońce, gdy wąchasz pieprz, gdy masz katar albo ot tak, bez przyczyny - kichasz. Ojciec Czas patrzy uśmiecha się i liczy do trzech to takie porządne kichnięcia liczy się w trzech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz