poniedziałek, marca 26, 2007
czwartek, marca 22, 2007
środa, marca 21, 2007
czwartek, marca 15, 2007
Zmiany
Królowa nauk - matematyka rządzi wszystkim i objawia się w każdym nawet najmniejszym przedmiocie. Najdoskonalszym ujęciem porządku w chaosie są struktury samopodobne - fraktale. Trudno jest je zaobserwować w tak oczywisty i naoczny sposób jak ten kalafior poniżej. Doskonałe samopodobne róże kalafiora są w istocie małymi kalafiorami, cały jest podobny do małego kawałka. Na tym właśnie polega samopodobieństwo.
Nastąpiła zmiana na stanowisku naczelnej myszki mojego małego królestwa. Poprzednia ze względów zdrowotnych musiała ustąpić ze stanowiska. Zastąpiła ją nowa, co prawda ogonkowa ale żółta myszka. Proszę zwrócić uwagę na nowy kubek niechlapek, dzięki któremu będzie znacznie mniej wypadków zalania sprzętu komputerowego przez niespokojne gazowane ciecze.
niedziela, marca 11, 2007
Plasterek z Osiołkiem
W tym lesie podobno straszy, że też jemu zawsze trafiają się najgorsze patrole. Niezbyt pewien siebie rozpoczął marsz do kolejnego posterunku. Dowództwo dawno temu powinno było zrównać to wszystko z ziemią, mówią, że są tutaj jakieś chemikalia, że mogłoby to wszystko wybić nas do nogi, ale ja im nie wierze. Po prostu nie mają dość jaj by raz na zawsze zakończyć sprawę tego przeklętego lasu. Rzucił niedopałek na ziemie i zagniótł go butem, płomień oświetlił mu twarz. Nim zdołał wciągnąć pierwszy haust dymu tył jego głowy wybuchł czerwoną chmurą malując drzewa i krzewy na krwisto-mózgowy kolor.
***
Mój brat jest taki dobry dla mnie, dba o mnie. Odkąd zaginęli jej rodzice opiekowała się starszym bratem. Przynosił jej różne rzeczy z lasu. Gotując z mamą nauczyła się kilku potraw, inne znalazła w jednej mądrej książce z łyżką na okładce. Brat przynosił jej różne rzeczy które ona gotowała albo piekła. Przynosił drewno, kwiatki, czasem jakieś kolorowe kamyki. Lubiła swojego brata, był dla niej bardzo dobry. To jej brat wymyślił sposób na to by gotować tak żeby nic nie było widać. On mówił, że w lesie są złe duchy i on je odstrasza. Jej brat jest taki odważny samemu walcząc z tymi okropnymi duchami.
Braciszek przyszedł dziś wcześniej, był zmęczony i śpiący. Widziałam, że jest ranny. Te leśne duchy na pewno dopadły zgrają. Brat mówił, że same są tchórzliwe, tylko jak jest ich więcej to stają się odważne. Pomogłam mu się rozebrać, związałam miejsca gdzie krwawił. Coś zadrapało go na twarzy, zakleiłam to zadrapanie plasterkiem. Jak byłyśmy w mieście z mamą to mama kupiła mi takie zabawne plasterki, na jednym był króliczek na innym był osiołek na jeszcze innym taki śmieszny miś. Został mi już tylko plasterek z tym śmiesznym misiem. Brat mówił, że jak się zaklei zadrapanie to później śladu nie ma. Siedziałam przy nim długo, w końcu zasnęłam. Gdy się obudziłam jego nie było, duchy musiały zabrać go gdy spałam. Brat często uczył mnie jak walczyć z duchami, czasem pomagałam mu na nie polować. Muszę odzyskać mojego brata.
Nie tak wyobrażał sobie zamknięcie tej palącej kwestii. Co prawda psy w końcu doprowadziły do źródła wszystkich problemów. Niestety końcowy sukces byłby lepiej przyjęty gdyby nie to że był okupiony takimi wręcz horrendalnymi stratami. To miało być polowanie, i było, tylko że nikt go nie uprzedził że to jego podwładni będą zwierzyną. Z upitej do połowy butelki nalał do pustej od krótkiej chwili szklanki. Można było to rozwiązać lepiej, można było łagodniej. Nic nie było w porządku. Nie dawała mu spokoju myśl, że odnaleziony w końcu martwy snajper był opatrzony. Wyglądało to tak jakby zostawiono go tam dla niepoznaki, dla odwrócenia uwagi od czegoś. Tylko od czego? Bez pukania do pokoju wparował adiutant.
W lesie znowu straszy.
***
Z dowództwa w końcu przyszły rozkazy oraz posiłki. Raz na zawsze rozprawimy się z tajemnicą tego lasu. Wysłał w las kilkudziesięciu ludzi z psami. Bojąc się, że "duchom" pomaga któryś z jego ludzi polecił by przysłani z dowództwa snajperzy wcześniej niż inni zajęli miejsca w lesie. To będzie klasyczne polowanie z nagonką. Wręcz nie mógł doczekać się wieczora, gdy jego adiutant doniesie mu o tym, że problem został rozwiązany.***
Braciszek przyszedł dziś wcześniej, był zmęczony i śpiący. Widziałam, że jest ranny. Te leśne duchy na pewno dopadły zgrają. Brat mówił, że same są tchórzliwe, tylko jak jest ich więcej to stają się odważne. Pomogłam mu się rozebrać, związałam miejsca gdzie krwawił. Coś zadrapało go na twarzy, zakleiłam to zadrapanie plasterkiem. Jak byłyśmy w mieście z mamą to mama kupiła mi takie zabawne plasterki, na jednym był króliczek na innym był osiołek na jeszcze innym taki śmieszny miś. Został mi już tylko plasterek z tym śmiesznym misiem. Brat mówił, że jak się zaklei zadrapanie to później śladu nie ma. Siedziałam przy nim długo, w końcu zasnęłam. Gdy się obudziłam jego nie było, duchy musiały zabrać go gdy spałam. Brat często uczył mnie jak walczyć z duchami, czasem pomagałam mu na nie polować. Muszę odzyskać mojego brata.
***
Nie tak wyobrażał sobie zamknięcie tej palącej kwestii. Co prawda psy w końcu doprowadziły do źródła wszystkich problemów. Niestety końcowy sukces byłby lepiej przyjęty gdyby nie to że był okupiony takimi wręcz horrendalnymi stratami. To miało być polowanie, i było, tylko że nikt go nie uprzedził że to jego podwładni będą zwierzyną. Z upitej do połowy butelki nalał do pustej od krótkiej chwili szklanki. Można było to rozwiązać lepiej, można było łagodniej. Nic nie było w porządku. Nie dawała mu spokoju myśl, że odnaleziony w końcu martwy snajper był opatrzony. Wyglądało to tak jakby zostawiono go tam dla niepoznaki, dla odwrócenia uwagi od czegoś. Tylko od czego? Bez pukania do pokoju wparował adiutant.
***
W lesie znowu straszy.
wtorek, marca 06, 2007
Krwawy Tydzień
Straszne dni nastały w życiu moim. W wyniku przeróżnych zbiegów okoliczności straciłem mnóstwo życiodajnego płynu jaki krąży w moich żyłach. Po kolei, poznajcie mrożącą resztki krwi historie:
- piątek - dzień pierwszy, siedzę sobie w świątyni dumania, na porcelanowym tronie i dumam. Nagle, kap, kap na moją rękę leci krew, patrze w górę - ducha pod sufitem nie ma - znaczy się być musi moja. Puściła mi się krew z nosa. Chwilę później potok posoki ustał i mogłem kontynuować moje tymczasowe życie.
- niedziela - dzień trzeci, zapomniawszy o wydarzeniach piątkowych ochoczo otworzyłem okno na boży świat celem nabrania świeżego powietrza w sparciałe płuca. Świeże powietrze i dyndające w nim kocie kłaczki, rozochociły mój nos do kichania. Przy pierwszym kichnięciu strzeliłem skrzepem z piątku, dalej już poleciało - dosłownie. Znowu mycie ścian i podłóg, zupełnie jak po tej ostatniej...
- poniedziałek - dzień czwarty, moja kochana przyjaciółka w głodzie - kuchenka mikrofalowa dała mi znacząco do zrozumienia, że przydałoby się jej mycie. Skrobiąc zaschnięte kawałki wybuchniętego niedawno kurczaka dorobiłem sie życia wewnętrznego pod paznokciami. Chwilę po wyjęciu okrucha strumień jasnoczerwonej juchy trysnął na ściany i sufit - znowu mycie.
- wtorek - dzień piąty, bojąc się o swoje tak tragicznie nadwątlone życie uważnie przyglądałem się każdemu fragmentowi ścian i podłogi. Ostrożnie stawiałem każdy krok, jednak i to nie ustrzegło mnie przed wypadkiem. Moją twarz wykrzywił grymas bólu - szkło, wdepnąłem w szkło. Dobrze, że gdy wyjąłem ślady pozostały tylko na podłodze, ominęło mnie mycie ścian. Tylko ta krew była jakby rzadsza, pewnie się już kończy.
Właśnie sobie przypomniałem zdarzenie z piątku gdy obejrzałem ten dziwny film, tylko za boga ojca nie mogę sobie przypomnieć co mówiła ta kobieta w telefonie, tak bełkotała, że nic sie wykumać nie dało.
Pewnie miałem coś wygrać w tydzień...
Pewnie miałem coś wygrać w tydzień...
czwartek, marca 01, 2007
Zaćmione światło
Wracał późną nocą przez zaciemnione boczne drogi. Usiłował sobie przypomnieć kto go wrobił w tę robotę i solennie obiecał winowajcy, że żywy z tego nie wyjdzie. Niestety jego umysł nie przywołał żadnego nazwiska ani twarzy - zemsta musi swoje odczekać. Teraz należało skupić się na drodze coraz słabiej oświetlanej nikłym blaskiem księżyca. Minął jakąś wioskę i wyjechał w szczere pola, droga słabo odcinała się w świetle reflektorów. Nagle zapadła całkowita ciemność, wszelkie światła których i tak niebo skąpiło zgasły. Zwolnił, przez chwilę jechał w ciemności. Gwałtownie zahamował - w niedalekiej odległości w niebo strzelił jasny słup światła. Oślepił go. Zatrzymał samochód, wysiadł - postanowił zobaczyć skąd wydobywa się to światło. Dobiegało ono bezpośrednio z ziemi, spod brzozy stojącej na miedzy. Rozgarnął ziemię i zaczął kopać rękami. Po krótkim kopaniu trafił na jakiś przedmiot zawinięty w rozpadającą się skórę. Gdy tylko dotknął go dłońmi słup światła zgasł - pozostało jedynie delikatne jarzenie starej księgi.
Wiele lat później siedząc w swojej pracowni w otoczeniu wielu ksiąg, artefaktów i amuletów z rozczuleniem wspominał ten dzień w którym dowiedział się jak wiele zawdzięcza swoim przodkom, że tak jak oni w chwili zaćmienia widzi skarby ukryte przez dawno zapomnianych uczonych.
Wiele lat później siedząc w swojej pracowni w otoczeniu wielu ksiąg, artefaktów i amuletów z rozczuleniem wspominał ten dzień w którym dowiedział się jak wiele zawdzięcza swoim przodkom, że tak jak oni w chwili zaćmienia widzi skarby ukryte przez dawno zapomnianych uczonych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)