środa, listopada 29, 2006

Kra, kra, kra-kau





























wtorek, listopada 28, 2006

Parfum de femme

Pewna półeczka nalezaca do pewnej kobiety zmusila mój skostnialy i zalękniony wielkim światem umysł do aktywnego myślenia. Jako przedstawiciel samczej części społeczeństwa zostałem przerażony ilością zgromadzonych w jednym miejscu buteleczek. Każda buteleczka, mała i duża, w różnych fikuśnych i zabawnych kształtach kryła w sobie esencje kobiecości: zapach.
Zastanowiło mnie to ogromnie, jak można mieć i co lepsze ozywać takiej ogromnej ilości różnorodnych zapachów? Swoim psim wechem obniuchałem większość buteleczek i tu nastąpiło kolejne zdziwnienie, większość z nich nie jest do siebie podobna, nie sa to wbrew podejrzeniom wariacje tego samego zapachu. Każdy jest inny, ale da się je połączyć w dość jasno określone grupy: współczesność, natura i barok. Każda z tych grup da się połączyć z porą dnia do której najlepiej pasuje.
  • współczesność - poranek i przedpołudnie, mydlano - techniczne, lekkie sportowe zapachy pasujące doskonale do joggingu, steppingu i tych wszystkich innych ingow, którymi kobiety katują się by dogryźć innym kobietom i wzbudzić zainteresowanie w naszych samczych oczach
  • natura - południe i wczesne popołudnie - cytrusowe lekkie zapachy, pasujące do upałów, słońca i wody, zwiewne jak letnie sukienki i słomkowe kapelusze
  • barok - wieczór i noc - ciężkie miodowe, piżmowe aromaty, przywodzące na myśl czerwone atlasowe suknie, rękawiczki po łokieć i perłowe kolie, przepojone kobiecością nuty rozwiewające się wraz z brzaskiem poranka
Zasad jest tu dużo, dużo więcej. Trudno jest ogarnąć je komuś kto gatunkowo (jako samiec) wybrał sobie jedna linie zapachową i się jej trzyma.

To jest jedna z tych wielkich różnic między płciami, kobiety ubierają zapach do okazji i czasu, my zaś dobieramy zapach do siebie.

niedziela, listopada 19, 2006

Miejscie Zmiany

Będąc pilnym studentem uczelnie odwiedzałem często, zdarzyło mi się w sobotę odwiedzić jej zimne i niedostępne progi. Wracając przez miasto przyuważyłem grupkę bardzo 'zapracowanych' robotników piłujących zawzięcie dwa kawały betonu. Heca - myślę sobie. Chwile później minęła mnie ciężarówka wiozącą dwa przecudne stworzenia sznurem barbarzyńsko skrępowane. Jako ze mam słabość do związanych kobiet zażądałem natychmiastowego uwolnienia. Gdy już uciekłem tym durnym lekarzom psychiatrom i wróciłem do parku olśnił mnie wniosek taki, że te piękności to boginki, które wróciły do domu.






piątek, listopada 17, 2006

Helllo łin

Helołin panie i panowie, helołin. Dnia ostatniego października wszelkie dziwne duchy i duszyska wyłażą ze swoich niecnych nor by kalać świętą czystość naszego globu rodzinnego swoja obecnością. Chwyćmy wraz za widły i pochodnie by przegnać te duchowa hołote tam gdzie jest ich miejsce.

Chcąc uczcić ten niezwykły dzionek uczyniłem rzeźbę, ludka wyrzniętego z dyni który szczerzy swoje zębiska na każdego kto śmie przerywać mu jego żywot swoja obecnością. Był fajny, dałem mu na imie Jaś, niestety po kilku dniach świecenia oczami zaczął się gwałtownie starzec, coraz bardziej się marszczył i garbił. W końcu nadszedł jego koniec i udał się do śmietnikowego miejsca wiecznego odpoczynku.







Przed i Po

poniedziałek, listopada 13, 2006

Prowincja

W ten weekend życiowe zdarzenia rzuciły mnie do średniej wielkości miasta ulokowanego na prowincji. Wykonując w nim jedno z najkoszmarniejszych zadań matematycznych, znaczy się przechodząc z punktu A do punktu B zdarzyło się mi widzieć kilka interesujących szczegółów architektonicznych uwiecznionych na poniższych fotografiach. Niestety nie miałem więcej czasu na robienie zdjęć, na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę.



czwartek, listopada 09, 2006

Rzeczoznawca

Przychodzi taka chwila w życiu właściciela stukniętego samochodzika, ze musi się spotkać z rzeczoznawca, który określi co wart jest jego wychuchany wyniunkany smok - oktopij.
Każdy ma jakieś zadanie do wykonania w życiu, jakiś ważny cel który uświęca albo i nie środki. Pan rzeczoznawca miał jasno określony cel, nie pomagać. Nikomu i niczemu, a już na pewno nie pomagać w odzyskaniu lub wynagrodzeniu szkody. Jego biuro było wręcz zasłane różnymi teczkami i dokumentami. Sprawiał wrażenie dość miłego i zabawnego ludka jednak przy każdej okazji próbował przekuć szkodę cudzą na swoją korzyść. Podsuwał niekorzystne rozwiązania, siał niepewność, szukał powodów do odmowy, jednym słowem dość nieużyteczny.
Po wypełnieniu tony papierków i zakwestionowania (przez rzeczoznawce) idei ruchu okrężnego jego biuro zostało opuszczone, i obietnica szybkiego załatwienia sprawy też została złożona.
Najzabawniejsze były akta pani Szkody które leżały niewinnie na biurku, niestety ta Szkoda dostała odmowę.