niedziela, października 19, 2008

Deserek - serek

Kupowałem dziś mleko, takie zwykłe białe do kawy (kawa bez mleka? to nie do pomyślenia). Wzrok mój zatrzymał się na bananach z przeceny. Większość dojrzałych bananów ląduje na przecenie - to te z brązowymi plamami, nie wiem jak można zajadać się tymi zielonymi, pełnymi skrobi (to jest to samo co w ziemniakach). Znalazłem jednego nierozbitego ładnego bananka, wylądował w koszyku. Do niego dołączyła butelka mleka i butelka pepsi. Z lodówek wygrzebałem serek z płatkami czekolady (mój ulubiony), po drodze znalazłem kilka zimowych gruszek.
Bananka skroiłem w plasterki, gruszkę (obraną!) w kostkę, zalałem serkiem i posypałem czekoladowymi płatkami. Tyle, teraz można wpychać w siebie. Nie jest to może kaczka w pomarańczach, ale mi bardzo podniosło poziom cukru.

wtorek, października 07, 2008

Liczebniki zbiorowe - moje przekleństwo

Staram się być poprawnie gramatycznie i ortograficznie, choć przed maturą stwierdzono u mnie dysgrafię (takie ładne określenie na bazgranie) to nie zanurzam się w swoich ułomnościach. Jest jedna rzecz przy której stale popełniam błędy, nieświadomie, z wyuczenia. Liczebniki zbiorowe - to te małe diabelstwa które określają ilu tych chłopców, dziewczynek czy psów idzie w grupie (ja i moje dwie koleżanki idziemy we troje, ja i mój kolega idziemy sobie we dwóch, koleżanki szły sobie we dwie przez miasto). W prostych zdaniach wszystko jest w porządku (w tych zdaniach w których jest jasno określone czy grupa jest jednorodna płciowo), jednak gdy pojawi się zdanie w którym informacja o grupie wynika z kontekstu to jest klops. Przykład: Szedłem sobie z koleżanką przez miasto. Na głowy spadały nam złote liście. Fajnie jest tak iść we... no właśnie, powinno być dwoje, ja wpieprzam dwóch zmieniając tym samym płeć towarzysza podróży zdarzenia. Im większa przewaga mężczyzn w grupie tym łatwiej o pomyłkę
Jutro pójdę do apteki i poproszę troje opakowań Gramatixu, tak, tego na liczebniki, dziękuję.