Ostatnim czasem hipermarket Tesco rozpoczął akcję promocyjną, wydaje swoim klientom karty członkowskie swojego klubu. Jak to zazwyczaj bywa przy akcji promocyjnej, która może dawać kupującym gotówkę tłum rzucił się brać karty i rejestrować swoje zakupy. Zapytałem się przy kasie, zakosiłem regulamin i poniżej przedstawiam to co mi się udało dowiedzieć:
2 PLN = 1 punkt
500 punktów = 5 PLN
Fajnie, nie? Za zakupy dostajemy punkty, i raz na kwartał (trzy miesiące) jak uzbieramy dość punktów dostajemy bon na zakupy, przy czym musimy uskrobać co najmniej 500 punktów*. Po magiczno - matematycznych przekształceniach (za każdy wydany tysiąc złotych dostajemy 5 złotych) otrzymujemy przelicznik procentowy, łatwiejszy do ogarnięcia umysłem:
0,5%
Tak, pół procent, marniutkie pół procent, żeby dostać stówę trzeba by wydać 20 000 złotych (słownie: dwadzieścia tysięcy), zarabiasz tyle? Sklep dzięki temu, że za każdym razem wyciągniesz kartę przy kasie, dowie się ważnych rzeczy: kiedy robisz zakupy, ile kupujesz za jednym razem, na jakie promocje zareagowałeś, jak szybko wrócisz do sklepu, są to bardzo potrzebne informacje z punktu widzenia logistyki i planowania. Wcześniej musieli za takie badania płacić setki milionów złotych, teraz ich klienci te wszystkie dane przyniosą im w zębach, koszty promocji są znikome (to tylko pół procent), a oszczędności na badaniach ogromne. Nadal wierzycie, że ktoś wam da coś za darmo?
*Obecne minimum wynosi trzysta punktów, ta notatka pisana była ponad dwa lata temu