poniedziałek, sierpnia 11, 2008

Tesco Clubcard - wątpliwa promocja

Ostatnim czasem hipermarket Tesco rozpoczął akcję promocyjną, wydaje swoim klientom karty członkowskie swojego klubu. Jak to zazwyczaj bywa przy akcji promocyjnej, która może dawać kupującym gotówkę tłum rzucił się brać karty i rejestrować swoje zakupy. Zapytałem się przy kasie, zakosiłem regulamin i poniżej przedstawiam to co mi się udało dowiedzieć:

2 PLN = 1 punkt
500 punktów = 5 PLN

Fajnie, nie? Za zakupy dostajemy punkty, i raz na kwartał (trzy miesiące) jak uzbieramy dość punktów dostajemy bon na zakupy, przy czym musimy uskrobać co najmniej 500 punktów*. Po magiczno - matematycznych przekształceniach (za każdy wydany tysiąc złotych dostajemy 5 złotych) otrzymujemy przelicznik procentowy, łatwiejszy do ogarnięcia umysłem:


0,5%


Tak, pół procent, marniutkie pół procent, żeby dostać stówę trzeba by wydać 20 000 złotych (słownie: dwadzieścia tysięcy), zarabiasz tyle? Sklep dzięki temu, że za każdym razem wyciągniesz kartę przy kasie, dowie się ważnych rzeczy: kiedy robisz zakupy, ile kupujesz za jednym razem, na jakie promocje zareagowałeś, jak szybko wrócisz do sklepu, są to bardzo potrzebne informacje z punktu widzenia logistyki i planowania. Wcześniej musieli za takie badania płacić setki milionów złotych, teraz ich klienci te wszystkie dane przyniosą im w zębach, koszty promocji są znikome (to tylko pół procent), a oszczędności na badaniach ogromne. Nadal wierzycie, że ktoś wam da coś za darmo?



*Obecne minimum wynosi trzysta punktów, ta notatka pisana była ponad dwa lata temu

piątek, sierpnia 08, 2008

Mroczna kicha

Film: Mroczny Rycerz

Właśnie wróciłem z seansu tego filmu i jestem rozczarowany oraz znudzony. Nie ma sensu porównywać tego filmu z pierwszym filmem w którym Batman ściera się z Jokerem, gdyż byłoby miażdżące dla tego nowego. Wykażę kilka wad, które zdrowo psują zabawę podczas oglądania. Słaba postać Jokera: to taki mały pocieszny świr, nic wartego uwagi, nie budzi strachu - tylko litość. W niektórych momentach przypomina skrzyżowanie Ronalda McDonalda z krukiem - przekomiczne, na plus niejednoznaczna, za każdym razem inna pewna historia z przeszłości Jokera. Batman - goguś, czy mi się dobrze zdaje, ale we wszystkich interpretacjach Bruce Wayne miał szeroką szczękę i mocne bary, na tym nawet najlepszy garnitur wygląda jak szmata, nie przemawia to do mnie, ani trochę. Głos Batmana - zachrypnięty żulik, przy kinie z mocnymi basami powoduje lekkie sensacje żołądkowe - blee. Komisarz Gordon - o, miła znajoma paszcza, to samo pompatyczne zachowanie, ale te przemowy do zachodzącego słońca są nudne. Harry Dent - uwierzyłem w niego, ale mnie zawiódł - to oko to Terminator II - niemożliwe jest żeby wypaliło powieki bez naruszenia oka - rażąco niemożliwe. Efekty - trzęsąca się motorynka Batmana wygląda jak z dykty i plastiku, niech mi ktoś pokaże tira w którym ciągnik jest sztywno połączony z naczepą, to niemożliwe, żeby się tak przewrócił. Dziwaczne przeskoki fabuły, trzech gości z bronią na jednego świra z kawałkiem szkła, gwardia sprawdza wszystkie mosty, ale o promach nikt nie pomyślał - nikt nawet pod pokład nie zszedł - nie wierze, to jest bez sensu. Nie chce mi się więcej pisać, popatrzeć można, zapłacić za niego dwie dychy to przesada, wkrótce poleci w telewizji albo dodadzą go do Tiny.
____
*obrazek wzięty z www.popcorner.pl