piątek, grudnia 18, 2009

Zapach Zimy

Pokarało nas globalnym ociepleniem właśnie dzięki temu za oknem jest minus piętnaście stopni i sypie śnieg. Gdyby nie to całe "ocieplenie" to nie wiadomo co mogłoby się dziać, może nawet byłoby minus trzydzieści, a zamiast śniegu sypało by soplami lodu wielkości talerzy.
Teraz przy każdym wyjściu poza firewall trzeba się odpowiednio zabezpieczyć, zapiąć płaszcz, założyć szalik oraz ciekawostka wysmarować paszcze kremem.

Dlaczego? Dwa lata temu odbyłem wyprawę, w poszukiwaniu śniegu, tam na szczycie góry wiało niesamowicie. W celu ochrony przed odmrożeniami twarz miałem wysmarowaną kremem, o bardzo charakterystycznym zapachu (coś pomiędzy rumiankami a miętą). Ten zapach cały czas mi się kojarzy z tamtym niesamowitym dniem. Gdy wychodzę na miasto, wiatr sypie mi w twarz śniegiem, jest niesamowicie zimno, a ja czuję od siebie zapach tego kremu to znów tam jestem. Znów jest pięknie, znów jest niesamowicie. Pomimo tego, że idę tylko na przystanek, że za chwilę wsiądę do autobusu i zacznę przeglądać maile z nocy.

Zima ma dla mnie bardzo konkretny zapach, z nim zdobywam przystankowe szczyty.

wtorek, grudnia 01, 2009

Teatr, Kakadu, R2D2

To jest doskonały przepis na zwariowany weekend. Weekend, który zaczął się w piątek wyjściem do teatru.
Zmierziło mnie kino: nuda i odtwórczość. Przeglądając archiwum biletów stwierdziłem, że w ostatnich dwóch latach byłem na tylu filmach, na ilu zdarzało mi się być w miesiącu jeszcze cztery lata temu. Szukając czegoś nowego, ciekawego i świeżego skierowałem się ku teatrowi. Brzmi to dość banalnie, ale jestem w stanie dobrze się bawić w teatrze przez bite dwie godziny. W kinie, gdy tylko puenta scenariusza staje się jawnie widoczna czuje znużenie. W związku z Rzeszowskimi Spotkaniami Teatralnymi pojawiła się okazja, aby zaznajomić się z teatrem na wysokim, światowym poziomie. Rzeczywiście, odczułem tę różnicę i podczas spektaklu jak i później, po wyjściu. Nie czuję się władny recenzować teatralnych sztuk (za mało ich widziałem), mogę tylko stwierdzać czy mi się podobało czy też nie. Ta ("Mimo wszystko") podobała mi się bardzo, naprawdę, nie przeszkadzały mi nawet miarowe posapywania dobiegające z ostatnich rzędów, ani wiocha odstawiona przez kilka nauczycielek z biletami z dopłatą. Miałem wrażenie, że byłem jedną z niewielu osób które zapłaciły pełną kwotę za swój bilet.
Tutaj następuje zgrabna zmiana tematu. Sobotni spacer miał swój finał w Castoramie, gdzie w poszukiwaniu albo i bez szczególnego szukania natrafiłem na półkę z dzwonkami. Takimi co się je przytwierdza nad drzwiami z guzikiem na zewnątrz, po to by osoby z zewnątrz mogły bezpiecznie dla siebie sygnalizować chęć wejścia do środku. No, każdy wie, czym jest dzwonek do drzwi. Ten jest szczególny, ma interfejs USB, można go podpiąć do komputera i wrzucić własny dżingiel. Można też wrzucić więcej niż jeden dźwięk i dzwonek odtworzy je w serii. Każde naciśnięcie, odtworzy nowy dźwięk z serii. Ja nadal jestem urzeczony, jakby ktoś chciał to oni go produkują. Mi się bardzo podoba, przy okazji okazało się, że dla tego dzwonka, pięć woltów prądu zmiennego jest tym samym co brak napięcia. Nie musiałem ani kuć, ani wiercić, przywiesiłem tylko w miejsce starego dzwonka. Nawet dziury w ścianie nie widać.
Teraz znowu nagła zmiana akcji, kolejny spacer, nocny niedzielny. W McDonaldzie dają zabawki do zestawów dla dzieci. Czasem są fajne, niestety tych fajnych w Rzeszowie nigdy nie ma (buuu), teraz było jednak inaczej. Zestawy z gwiezdnych wojen, wśród nich mój ulubieniec R2D2. Nie wydający co prawda dźwięków, ale bardzo porządnie zrobiony. Świeci na czerwono i można mu ruszać nogami (szaaaał!).

Weekend zaczął się tak kulturalnie, a zakończył pełnym odjazdem. Takie spędzanie weekendu jest o wiele lepsze od sobotniego sprzątania i niedzielnego lenistwa. Jest o wiele ciekawiej i o wiele zabawniej, człowiek czuje, że żyje.