Firefox od czasu aktualizacji do Ubuntu 10.10 tak właśnie wita mnie na ekranie wyszukiwarki Google. Ten dziwny ciąg znaczków ma oznaczać guzik "Szukaj" - niby fajnie, tylko czemu akurat tak? Poszukiwanie rozwiązania prowadzi do wniosku, że ten szatański zestaw znaków jest zapisany w języku indian Cherokee. Tylko, na brud na klawiaturze, czemu akurat ten język. Rozwiązanie zagadki siedzi w oknie dialogowym wyboru języków (Edycja -> Preferencje - Zakładka Treść):
Zapis chrome jest mylnie interpretowany jako oznaczenie ISO języka Cherokee. Wywalam błędny wpis, dodaje "pl" i "en" (w tej kolejności) i tadam! Mam odpowiedni język wybrany.
piątek, października 22, 2010
czwartek, października 21, 2010
Kawa - zbawicielka świata
Pewnemu uczonemu udało się odkryć nową własność w kawie, od wielu lat znanej już w Europie. Doktor Szalian uważa, że kretynizm (osłabienie umysłu bliskie głupowatości) od dwudziestu lat znacznie się zmniejsza w okręgu Briantońskim; tłumaczy to powszechnym użyciem kawy, w ubogich nawet chatach. Kawa ma własność ożywiania omdlałego ciała i ożywiania mózgu u osób, usposobionych do kretynizmu.
"Opiekun domowy" z roku 1866, numer trzeci
środa, października 06, 2010
Kisiel w wannie
Ile mąki trzeba by wypełnić wannę kisielem? W przepisie, oprócz zwyczajowego ple, ple, ple jest też taka informacja:
dwie łyżki mąki na dwie szklanki wody
Czyli:
30g na 0.5l wody / 60g na 1l wody
Typowa wanna ma około 200 litrów pojemności (moja ma 120 bo jest taka mała), żeby siedząc w niej być otoczonym kisielem, trzeba odjąć od pojemności tyle litrów wody ile się waży (prawo Archimedesa). Powinno wystarczyć jakieś 80 litrów kisielu by być zanurzonym w nim po szyję, czyli jakieś 4.5 kilograma mąki (co prawda na zdrowy rozsądek nie ma sensu wypełniać wanny wyżej niż w 1/3, jednak cytując mistrza: "jak się nie wyleje, znaczy za mało nalane").
Pamiętaj, aby doprawić kisiel sokiem w ulubionym smaku!
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
22:59
2
komentarzy
Znaczniki:
absurdy,
przepis
IBM w Rzeszowie?
W branży krąży plotka, że w Rzeszowie (najprawdopodobniej w strefie ekonomicznej na Jasionce) będzie inwestował sam wielki IBM. Plotki te, podchwyciły niektóre lokalne portale, kierując się własnymi informacjami na temat spotkania przedstawicieli firmy z władzami lokalnymi. Wypowiadane jest to najczęściej z przeświadczeniem, że wejście takiego giganta na lokalny rynek pracy spowoduje jego natychmiastowe wywrócenie, wywinduje pensje i uczyni z nas, ludu IT krezusów. Przy czym ignoruje się zupełnie doświadczenia innych miast: Łodzi z Dellem (sprzedanym ostatnio po wycyckaniu miejskiej kasy chińczykom), Tychów z Fiatem (który uciekł do Włoch z powodów politycznych). Wszystkie tego typu inwestycje nie są realizowane po to, by poszukiwać najlepszych pracowników, tylko dlatego, że w danym miejscu pracownicy są najtańsi, a miasto najbardziej chojne.
Nikt nie inwestuje po to, by czynić niebo na ziemi, tylko po to by zarobić więcej. Nic się nie zmieni na rynku pracy, najwyżej część absolwentów zamiast wyjeżdżać zostanie by pracować za tysiąćczysta z wielkim koncernem.
niedziela, października 03, 2010
Niechciane funkcjonalności
- Mam taką delikatną sprawę. Zdjęcia komórką umiesz pan robić?
- Panie, jak nie jak tak. Pewnie, że umiem. Nawet dzisiaj, żem se zrobił jedno zdjęcie, jak gołębie se srali.
- Panie, jak nie jak tak. Pewnie, że umiem. Nawet dzisiaj, żem se zrobił jedno zdjęcie, jak gołębie se srali.
Jest pakiet funkcji które każdy nowoczesny przedmiot masowego pożądania musi posiadać. Ten zasób funkcji powiększa się z każdym rokiem, o rzeczy coraz bardziej odległe od pierwotnego zamierzenia. W czasach gdy kobiety były kobietami, mężczyźni mężczyznami, a koń był taki jak każdy widzi, telefony służyły głównie do dzwonienia, później niektórzy wpadli na pomysł, żeby dołożyć krótkie wiadomości tekstowe. Potem poszło z górki, kalendarze, budziki, notatki głosowe. Super, nie można się obejść bez możliwości nagrywania notatek głosowych, sprawa gardłowa - ta funkcjonalność jest dostępna w każdym telefonie.
Tu dochodzimy do czegoś, czym jedni producenci telefonów pragną odróżnić się od drugich. Aparat fotograficzny o mocy piętnastu ochtylionów megapikseli. Przejrzałem specjalnie swój folder zrobionych zdjęć w telefonie i wyszło mi, że robiłem mniej niż jedno zdjęcie tygodniowo. W przypadku prawdziwego aparatu ten współczynnik dochodzi do kilku zdjęć dziennie - nie porównując jakości.
Telefon komórkowy pozbawiony tych wszystkich bajerów, wyposażony w pikselowy, najprostszy wyświetlacz potrafi być aktywny tygodniami (miesiącami), nowoczesne telefony trzeba ładować najrzadziej raz na tydzień (a często jest to codziennie).
Przypomina to trochę rozwój motoryzacji, na samym początku samochody były napędzane nastokonnymi silnikami, w Polonezie silnik ma moc 75 koni mechanicznych (niektóre kosiarki dysponują większą mocą). Teraz samochody są wyposażone w potężne jednostki, jednak spalanie nie spadło, nie wzrosła też prędkość maksymalna. Tylko wszystko stało się większe, cięższe, wypełnione bajerami. Dochodzi do wynaturzonej hedonizacji funkcji, odchodzimy od pierwotnych założeń, tracimy cel z oczu.
Gdzie leży granica? W którym momencie dojdzie do załamania tego pędu we wzbogacaniu przedmiotów o możliwości? Czy unifikacja jest końcową granicą? Czy dojdzie do zaniku większości elektronicznych gadżetów i zostanie tylko jeden przenośny mikrokomputer którym będzie można zrobić wszystko?
Wieki temu, gdy byłem szczylem, a w telewizji zaczęły pojawiać się reklamy przeróżnych rzeczy, między innymi pieluch zauważyłem dziwną rzecz. Sztuczne pieluchy istnieją już ponad sześćdziesiąt lat i jak oni są w stanie co pół roku wymyślić coś nowego, niesamowicie rewolucyjnego. No jak? Jak to się dzieje, że co pół roku widzę rewolucję w pieluchach. Czy jest tak już od pół wieku i ile to jeszcze potrwa?
Subskrybuj:
Posty (Atom)