niedziela, października 03, 2010

Niechciane funkcjonalności

- Mam taką delikatną sprawę. Zdjęcia komórką umiesz pan robić?
- Panie, jak nie jak tak. Pewnie, że umiem. Nawet dzisiaj, żem se zrobił jedno zdjęcie, jak gołębie se srali.
Jest pakiet funkcji które każdy nowoczesny przedmiot masowego pożądania musi posiadać. Ten zasób funkcji powiększa się z każdym rokiem, o rzeczy coraz bardziej odległe od pierwotnego zamierzenia. W czasach gdy kobiety były kobietami, mężczyźni mężczyznami, a koń był taki jak każdy widzi, telefony służyły głównie do dzwonienia, później niektórzy wpadli na pomysł, żeby dołożyć krótkie wiadomości tekstowe. Potem poszło z górki, kalendarze, budziki, notatki głosowe. Super, nie można się obejść bez możliwości nagrywania notatek głosowych, sprawa gardłowa - ta funkcjonalność jest dostępna w każdym telefonie. Tu dochodzimy do czegoś, czym jedni producenci telefonów pragną odróżnić się od drugich. Aparat fotograficzny o mocy piętnastu ochtylionów megapikseli. Przejrzałem specjalnie swój folder zrobionych zdjęć w telefonie i wyszło mi, że robiłem mniej niż jedno zdjęcie tygodniowo. W przypadku prawdziwego aparatu ten współczynnik dochodzi do kilku zdjęć dziennie - nie porównując jakości. Telefon komórkowy pozbawiony tych wszystkich bajerów, wyposażony w pikselowy, najprostszy wyświetlacz potrafi być aktywny tygodniami (miesiącami), nowoczesne telefony trzeba ładować najrzadziej raz na tydzień (a często jest to codziennie). Przypomina to trochę rozwój motoryzacji, na samym początku samochody były napędzane nastokonnymi silnikami, w Polonezie silnik ma moc 75 koni mechanicznych (niektóre kosiarki dysponują większą mocą). Teraz samochody są wyposażone w potężne jednostki, jednak spalanie nie spadło, nie wzrosła też prędkość maksymalna. Tylko wszystko stało się większe, cięższe, wypełnione bajerami. Dochodzi do wynaturzonej hedonizacji funkcji, odchodzimy od pierwotnych założeń, tracimy cel z oczu. Gdzie leży granica? W którym momencie dojdzie do załamania tego pędu we wzbogacaniu przedmiotów o możliwości? Czy unifikacja jest końcową granicą? Czy dojdzie do zaniku większości elektronicznych gadżetów i zostanie tylko jeden przenośny mikrokomputer którym będzie można zrobić wszystko?

Wieki temu, gdy byłem szczylem, a w telewizji zaczęły pojawiać się reklamy przeróżnych rzeczy, między innymi pieluch zauważyłem dziwną rzecz. Sztuczne pieluchy istnieją już ponad sześćdziesiąt lat i jak oni są w stanie co pół roku wymyślić coś nowego, niesamowicie rewolucyjnego. No jak? Jak to się dzieje, że co pół roku widzę rewolucję w pieluchach. Czy jest tak już od pół wieku i ile to jeszcze potrwa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz