Kupłem sobie dziś dwa tysiące czterdzieści osiem megabajtów nowiutkiej pamięci, celem wymuszenia jako takiego działania na swoim zmęczonym życiem laptopie. Rozkręciłem obudowę, wymieniłem kostki - obowiązkowe zastanawianie się, jak to się cholerstwo wsadza, gdzie ma być ten bolec i gdzie jest ta dziurka?
Po zapięciu przyszedł czas na rytualne przedmuchiwanie wnętrzności - no bo jak już się odkręciło obudowę to czemu nie przedmuchać? Coś grzechocze - śrubka, potem jeszcze jedna, kolejna, jeszcze jedna, piąta? Cholera, tyle ich tam siedziało co w grzechotce. Po wymieceniu wszystkich śrubek, coś tam jeszcze grzechocze, ale już nie rozkręcam dalej, po złożeniu - odpalenie.
Działa? Działa!
Działa? Klawiatura działa? Nie ma przypadkowych wciśnięć, bezsensownych powtórzeń - morze to te śrubki? Nie, to nie możliwe. Tylko po co ja kupiłem nowego keyboard'a na USB?
Po zapięciu przyszedł czas na rytualne przedmuchiwanie wnętrzności - no bo jak już się odkręciło obudowę to czemu nie przedmuchać? Coś grzechocze - śrubka, potem jeszcze jedna, kolejna, jeszcze jedna, piąta? Cholera, tyle ich tam siedziało co w grzechotce. Po wymieceniu wszystkich śrubek, coś tam jeszcze grzechocze, ale już nie rozkręcam dalej, po złożeniu - odpalenie.
Działa? Działa!
Działa? Klawiatura działa? Nie ma przypadkowych wciśnięć, bezsensownych powtórzeń - morze to te śrubki? Nie, to nie możliwe. Tylko po co ja kupiłem nowego keyboard'a na USB?
3 komentarze:
Gratuluje! dodatkowa pamieć kazdemu facetowi sie przydaje ;)
dziwne ze w opowiesci o laptopie pojawia sie "morze"
Morze to zawsze miły akcent
Prześlij komentarz