wtorek, października 07, 2008

Liczebniki zbiorowe - moje przekleństwo

Staram się być poprawnie gramatycznie i ortograficznie, choć przed maturą stwierdzono u mnie dysgrafię (takie ładne określenie na bazgranie) to nie zanurzam się w swoich ułomnościach. Jest jedna rzecz przy której stale popełniam błędy, nieświadomie, z wyuczenia. Liczebniki zbiorowe - to te małe diabelstwa które określają ilu tych chłopców, dziewczynek czy psów idzie w grupie (ja i moje dwie koleżanki idziemy we troje, ja i mój kolega idziemy sobie we dwóch, koleżanki szły sobie we dwie przez miasto). W prostych zdaniach wszystko jest w porządku (w tych zdaniach w których jest jasno określone czy grupa jest jednorodna płciowo), jednak gdy pojawi się zdanie w którym informacja o grupie wynika z kontekstu to jest klops. Przykład: Szedłem sobie z koleżanką przez miasto. Na głowy spadały nam złote liście. Fajnie jest tak iść we... no właśnie, powinno być dwoje, ja wpieprzam dwóch zmieniając tym samym płeć towarzysza podróży zdarzenia. Im większa przewaga mężczyzn w grupie tym łatwiej o pomyłkę
Jutro pójdę do apteki i poproszę troje opakowań Gramatixu, tak, tego na liczebniki, dziękuję.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

hehe. natknęłam sie na Twojego bloga szukając jak sie pisze poprawnie pewnien liczebnik xd.
wiem co czujesz, przez te małe diabelstwa ciągle mam banie z polskiego ;]
pozdrawiam

patrycja (gg10621164)

Anonimowy pisze...

No cóż, nasz świat jest tak umęskowiony, że ignorujemy płeć piękną. Karygodne, choćby było tylko językową dyskryminacją.

Prześlij komentarz