W którym miejscu odbywają się święta? Czy jest to sklep udekorowany świątecznie już od piątego listopada (gdy tylko z wyprzedaży znikną znicze oraz plastikowe dynie)? Czy też może w telewizji, która zmienia ramówkę na początku grudnia, tylko po to by serwować po raz kolejny to samo w otoczeniu animowanych bombek i bałwanków. Może tym miejscem jest rodzina? Zabiegana, zapracowana. Zajęta sprzątaniem, gotowaniem - różnymi szamańskimi sztuczkami, które powtarzane z uporem stają się regułą?
Rodzina powinna być ostoją więzi i miejscem celebracji wszystkich ważnych, z definicji "rodzinnych" świąt. Jednak, gdzieś w tym zabieganiu gubi się to co najważniejsze. Impet świąt rozbija się w przygotowaniach. Samo świętowanie staje się zwyczajną kolacją z której biesiadnicy starają się jak najszybciej uciec.
Słyszę ostatnio głosy, narzekające na brak świąt w świętach. Na zbytnią komercjalizację świąt. Ciągle powtarza się, że święta to, święta tamto. Wyjedź na święta, jak się nie pokłócić na święta. Czujemy się pozbawieni czegoś, co tak naprawdę nigdy do nas nie należało. Nigdy nie świętowaliśmy, owszem, jedliśmy dwanaście potraw, bestialsko mordowaliśmy karpia, piliśmy kompot z suszu. Czy to jest świętowanie? Może sprzątanie, kupowanie możemy podciągnąć pod nazwę świętowania?
Można prawdziwie świętować bez lampek na choince i bez makowca. Ten szczególny rodzaj poczucia świątecznego zostaje na dłużej niż wspomnienie przypalonego ciasta.
Udało mi się w tym roku poświętować, z rodziną, było trochę pieczenia, trochę gotowania. Niezbyt dużo sprzątania, głównie po świętach - tak aby się nie zniechęcać ani nie przemęczać - w końcu to święto. Tak, mogę powiedzieć, że udało mi się prawdziwie poświętować.
Jeśli coś pozbawiło Cię możliwości sprzątania, kupowania i jedzenia, i masz wrażenie, że pozbawiono Cię świat to nigdy nie obchodziłeś świąt. Jadłeś i kupowałeś. Prawdziwe święta dzieją się w sercu, z najbliższymi. Świat nie można kupić ani zjeść.
Rodzina powinna być ostoją więzi i miejscem celebracji wszystkich ważnych, z definicji "rodzinnych" świąt. Jednak, gdzieś w tym zabieganiu gubi się to co najważniejsze. Impet świąt rozbija się w przygotowaniach. Samo świętowanie staje się zwyczajną kolacją z której biesiadnicy starają się jak najszybciej uciec.
Słyszę ostatnio głosy, narzekające na brak świąt w świętach. Na zbytnią komercjalizację świąt. Ciągle powtarza się, że święta to, święta tamto. Wyjedź na święta, jak się nie pokłócić na święta. Czujemy się pozbawieni czegoś, co tak naprawdę nigdy do nas nie należało. Nigdy nie świętowaliśmy, owszem, jedliśmy dwanaście potraw, bestialsko mordowaliśmy karpia, piliśmy kompot z suszu. Czy to jest świętowanie? Może sprzątanie, kupowanie możemy podciągnąć pod nazwę świętowania?
Można prawdziwie świętować bez lampek na choince i bez makowca. Ten szczególny rodzaj poczucia świątecznego zostaje na dłużej niż wspomnienie przypalonego ciasta.
Udało mi się w tym roku poświętować, z rodziną, było trochę pieczenia, trochę gotowania. Niezbyt dużo sprzątania, głównie po świętach - tak aby się nie zniechęcać ani nie przemęczać - w końcu to święto. Tak, mogę powiedzieć, że udało mi się prawdziwie poświętować.
Jeśli coś pozbawiło Cię możliwości sprzątania, kupowania i jedzenia, i masz wrażenie, że pozbawiono Cię świat to nigdy nie obchodziłeś świąt. Jadłeś i kupowałeś. Prawdziwe święta dzieją się w sercu, z najbliższymi. Świat nie można kupić ani zjeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz