piątek, stycznia 04, 1991

... i pożeracz

To byl spokojny burzowy wieczor. Pikus i ja popijalismy wlasnie podwieczorkowa herbatke gdy w drzwiach mojego gabinetu zacharczal swoja obecnoscia jakis dziwny stwor. Rozbiegany kaprawy wzrok, zaslinione usta, odstajace uszy. Widac ze konus na glodzie. Czasem sie martwie tym jakim powazaniem wsrod zwyklego ludu cieszy sie moj profesjonalizm i fachowe podejscie do pacjenta. Czytalem kiedys...
W tym momencie moje przemyslania przerwal przybysz:
-Potrzebuje pomocy - czemu oni zawsze mowia rzeczy oczywiste?
-Widze, w czym problem?
-Jestem na glodzie - znowu, oczywistosci. Moze kiedys opublikuje liste rzeczy ktorych sie nie powinno mowic.
-A czego panu tak brakuje? - mam nadzieje ze dobrze oszacowalem plec jegomoscia, wygladal raczej jak nietutejszy, wolalem nie ryzykowac niezadowolenia.
W tym momencie wreczyl mi maly kawaleczek pewnej dziwnej substancji. Cuchnela okropnie, w dotyku byla niemila i jeszcze ten kolor. w miedzyczasie nawijal ze przybyl z daleka, ze jest glodny ze tego nie ma, ze w sklepach obsluga do niczego. Pokiwalem glowa ze zrozumienieniem.
-Trudna sprawa, nie wiem czy zdolam panu pomoc - woreczek diamentow obciazyl kieszen fartucha - ale, dla chcacych nie ma rzeczy niemozliwych.
Pod tym adresem, podalem mala karteczke, za dwie godziny beddzie tyle tego ile tylko pan zapragnie. Gdy juz wybiegl napotkalem wzrok mego kochanego pieska. Wyslalem go na spotkanie pewnych sympatykow, pewnego radia, niech zre moher.
Nie po raz pierwszy widzialem usmiech na tych klach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz