Światło dnia przygasało. Ciemność powoli wlewała się przez wpółotwarte drzwi.
-To był dobry dzień - pomyslał Rzeźnik. Wziął utarg z szuflady i już miał schodzic do podziemi swojego domu, gdy w drzwiach pojawił się szczupły wysoki mężczyzna ubrany na czarno. Rzeźnik cofnął sie za biurko przejęty wzrokiem nieznajomego.
-Witaj - głos jego przepełniony był tym szczególnym rodzajem aksamitu za którym szczególnie szaleją kobiety.
-Witam pana. W czym mogę pomóc?.
-Przepraszam, że przybyłem tak późno, ale światło dnia rani moje oczy. Rzeźnik zrozumiał, chciał się cofnąć. Wampir jednym skokiem znalazł sie na biurku, i delikatnie pchnął lekarza na rozłożysty fotel.
-Zrozum gdybym, był głodny to już dawno bym sie najadł. I tu uśmiechnął się pokazując odrobinę za długie kły.
-Hipokrates zobowiązuje.
-Nie rozumiem?
-Nasz klient nasz pan.
-A to rozumiem. Pańska wiedza będzie mi bardzo pomocna.
-Zazwyczaj jest tak, że klient siada na tym foteliku i mówi "panie doktorze...". -Rozumiem. Lekka smuga dymu pojawiła sie na biurku, a wapmir pojawił się na fotelu ułożony wygodnie i gotowy do rozmowy.
-Zaraz coś mni nie gra - oświeciło doktora - przecież tyś jest "Spragniony" "Wieczny Spragniony" nie chorujesz jesteś nieśmiertelny to po co ilekarz?
-Problem leży tu. popukał sie w głowę. - Za każdym razem gdy chcę sobie coś siorbnąć... (Tutaj puszcza mlecznobiałego pawia na podłogę część biurka i skrawek ściany).
-Widzisz doktorze - rzekł ocierając usta. Tu jest mój problem.
-A... Dziwne pierwszy raz się z tym spotykam, a dożylnie?
-Nie wchodzi w rachubę. Prestiż i w ogóle. Kumple uważaja mnie za samotnika i samoluba, ja po prostu nie mogę sie pojawić na rzadnej zakrapianej krwia imprezie. Dlatego pcham w siebie kleik ryżowy, kozie mleko i otręby.
-Ten przypadek jest szczególny proszę dać mi kilka dni.
Minęło kilka dni i kilka nocy.
-Tak już wiem ale wymagam całkowitego posłuszeństwa.
-Dobrze.
-Połóż się tutaj - rzekł wskazując fotel - muszę cię przypiąć.
Po przypięciu lekarz stanąl za nim z dziesięciokilowym impulsownikiem kinetycznym o napędzie trzonkowym. Powtarzaj za mną "Lubię pić krew".
-Lu (paw)... Źle! Cios. Jeszcze raz.....Kilka (naście? może dziesiąt?) razy później -Lubię pić krew.! - Wykrzyczał
-Tak ja to kocham! Wyzwolił sie z więzów i wyleciał przez okno. Krzyk jakiejś kobiety uświadomil Rzeźnikowi że w mieście pojawil się ktoś kto dawno nie jadł. Odkładając młot do szafki podręcznych narzędzi chirurgicznych zatrzymał wzrok na pewnej książce. Wziął ją pogładził okładkę i odstawił na półkę tak że napis "Stopień spłaszczenia czaszki, a gusta żywieniowe istot eterycznych martwych i innych Autor :praca zbiorowa pod kierunkiem niejakiego Bramstock'a" zaświećił mu w oczy.Wtedy dopiero uświadomił sobie że nie wziął ani grosza. "Ależ ile jest warta szyja, własna szyja" pomyślał gdy przeciągając ręką po karku "SuperWampir Czrodziej?"
-To był dobry dzień - pomyslał Rzeźnik. Wziął utarg z szuflady i już miał schodzic do podziemi swojego domu, gdy w drzwiach pojawił się szczupły wysoki mężczyzna ubrany na czarno. Rzeźnik cofnął sie za biurko przejęty wzrokiem nieznajomego.
-Witaj - głos jego przepełniony był tym szczególnym rodzajem aksamitu za którym szczególnie szaleją kobiety.
-Witam pana. W czym mogę pomóc?.
-Przepraszam, że przybyłem tak późno, ale światło dnia rani moje oczy. Rzeźnik zrozumiał, chciał się cofnąć. Wampir jednym skokiem znalazł sie na biurku, i delikatnie pchnął lekarza na rozłożysty fotel.
-Zrozum gdybym, był głodny to już dawno bym sie najadł. I tu uśmiechnął się pokazując odrobinę za długie kły.
-Hipokrates zobowiązuje.
-Nie rozumiem?
-Nasz klient nasz pan.
-A to rozumiem. Pańska wiedza będzie mi bardzo pomocna.
-Zazwyczaj jest tak, że klient siada na tym foteliku i mówi "panie doktorze...". -Rozumiem. Lekka smuga dymu pojawiła sie na biurku, a wapmir pojawił się na fotelu ułożony wygodnie i gotowy do rozmowy.
-Zaraz coś mni nie gra - oświeciło doktora - przecież tyś jest "Spragniony" "Wieczny Spragniony" nie chorujesz jesteś nieśmiertelny to po co ilekarz?
-Problem leży tu. popukał sie w głowę. - Za każdym razem gdy chcę sobie coś siorbnąć... (Tutaj puszcza mlecznobiałego pawia na podłogę część biurka i skrawek ściany).
-Widzisz doktorze - rzekł ocierając usta. Tu jest mój problem.
-A... Dziwne pierwszy raz się z tym spotykam, a dożylnie?
-Nie wchodzi w rachubę. Prestiż i w ogóle. Kumple uważaja mnie za samotnika i samoluba, ja po prostu nie mogę sie pojawić na rzadnej zakrapianej krwia imprezie. Dlatego pcham w siebie kleik ryżowy, kozie mleko i otręby.
-Ten przypadek jest szczególny proszę dać mi kilka dni.
Minęło kilka dni i kilka nocy.
-Tak już wiem ale wymagam całkowitego posłuszeństwa.
-Dobrze.
-Połóż się tutaj - rzekł wskazując fotel - muszę cię przypiąć.
Po przypięciu lekarz stanąl za nim z dziesięciokilowym impulsownikiem kinetycznym o napędzie trzonkowym. Powtarzaj za mną "Lubię pić krew".
-Lu (paw)... Źle! Cios. Jeszcze raz.....Kilka (naście? może dziesiąt?) razy później -Lubię pić krew.! - Wykrzyczał
-Tak ja to kocham! Wyzwolił sie z więzów i wyleciał przez okno. Krzyk jakiejś kobiety uświadomil Rzeźnikowi że w mieście pojawil się ktoś kto dawno nie jadł. Odkładając młot do szafki podręcznych narzędzi chirurgicznych zatrzymał wzrok na pewnej książce. Wziął ją pogładził okładkę i odstawił na półkę tak że napis "Stopień spłaszczenia czaszki, a gusta żywieniowe istot eterycznych martwych i innych Autor :praca zbiorowa pod kierunkiem niejakiego Bramstock'a" zaświećił mu w oczy.Wtedy dopiero uświadomił sobie że nie wziął ani grosza. "Ależ ile jest warta szyja, własna szyja" pomyślał gdy przeciągając ręką po karku "SuperWampir Czrodziej?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz