środa, października 18, 2006

Dostawca Internetu



Tło historyczne:
Dawno, dawno temu w pewnym pieknym miescie byl sobie pewien ludek (to ja, to ja!) i on sobie postanowil, ze bedzie mial w domu internet (a co, inni moga, ja tez). Otoz, dzwonie Ci ja do tych dostawcow i pytam czy by nie mogli wpasc i zalozyc mi sieci. No to sie dowiedzialem ze pewnie sie nie da, ze nie bedzie sygnalu, ze to za daleko i takie tam. Spoko. Zaslone milczenia spuszczam na to, ze trzy razy umawialem sie na instalacje z nimi, i trzy razy czekalem wpatrujac sie w okienko. W koncu przyjechali, pomiezyli, ojej, ale nie wzieli po antene. Pojechali po antene. Nastepnym razem jak sie zjawili to mieli antene, wymierzyli odleglosci i orzekli ze tu bedzie potrzebny maszt, ale jak to mozna bylo przewidziec, nie mieli masztu.
W koncu, yes yes yes, zalozyli maszt, antene, karte mam w kompie numerki moje wpisane w kapowniczek instalatora, jutro mam miec siec. Mijaja trzy dni, nadal nic nie widac. Kilka prostych testow i sie okazalo ze jeden z nadajnikow ma wpisana moja karte a inny tej karcie udostepnia siec, niestety do dwoch nadajnikow sie podpiac nie da wiec telefonik w ruch, to na pewno wina wirusow (taa, tu mi jedzie), a to z tymi wirusami to chyba tekst powitalny ich tam, pewnie maja na scianie, "zapytaj o wirusy". Po kilku dniach udalo sie im dojsc jak sie te robaczki czarne z celulozy odczytuje i moglem sie zalogingowac do sieci. Po prostu luksus. Trzy dni pozniej, jebut nie ma sieci. No to dzwonie, nie nie mam wirusow. Przyjedzie serwisant (spoko), czekam, nie ma go, umawia sie ponownie, czekam, nie ma go, umawiam sie ostatnim razem. Jest. Prawie mi sie ze szczescia zwoje w mozgu wyprostowaly. I co sie okazalo, karta jest zepsuta, cudownie ale o dziwo serwisant ma kolejna karte przy sobie, no to montujemy zapinamy i siec jest.
Nadchodzi felerny piatek, wszyscy maja wolne, (to ten piatek gdy byl pogrzeb papieza Jana Pawła II), plonk, nie ma sieci. Dzwonimy, nikogo nie ma, sobota, cisza, niedziela, cisza, poniedzialek. Dodzwonilem sie, sieci nie ma, mowie ze jej nie ma, i ze nie mam wirusow (naumalem sie he he he), a oni na to ze to niemozliwe zeby sieci nie bylo. Godzinke pozniej oddzwaniaja i pada ten dialog ktory stal sie mysla przewodnia obecnego komiksa.
Epilog:
Przy ponownej awarii gdy oczekalem sie trzy wieczory na serwisanta podziekowalem pieknie za uslugi. Przy okazji okazalo sie ze przez trzy lata wiazala mnie z nimi umowa na slowo honoru, oni mi uzyczaja sieci a ja ich dotuje, wiec kazalem im sobie wsadzic okres wypowiedzenia i od pierwszego listopada bede w nowej sieci.

1 komentarz:

Dobowet pisze...

Kolejne komiksy, moze zbierze sie tomik?

Prześlij komentarz