Po wielu latach walki z różnorakimi tyłkami moje krzesło wyciągnęło kopyta, dokładniej zaś nogi. Po rozkręceniu śrub dosłownie rozpadło się w rękach. Wszystkie elementy postanowiły od tej pory radzić sobie same.
Niestety na czymś siedzieć trzeba, więc po dwugodzinnym łażeniu posklepowym zostało wybrane nowe krzesło o dziwnej nazwie Magnus. Można na nim mocno odchylić, pobimbać nogami. Pohuśtać stare kości. No i ma jeszcze siatkę za plecami, tak że nawet w gorących chwilach się człowiek nie poci.
Teraz opieprzanie się przy komputerze nabierze nowego wymiaru!
4 komentarze:
a gdzie zdjęcie nowego krzesła?
Wszystko w Twoim czasie, na razie opłakuję stare krzesełko.
Umarł król, niech żyje król.
Nowe jest fajne. Wczoraj mój osobisty przyciągnął takie samo.
Nene
i dobrze, nowe jest wygodniejsze i ładniejsze :)
G
Prześlij komentarz