środa, grudnia 31, 2008
piątek, grudnia 26, 2008
Święta
W którym miejscu odbywają się święta? Czy jest to sklep udekorowany świątecznie już od piątego listopada (gdy tylko z wyprzedaży znikną znicze oraz plastikowe dynie)? Czy też może w telewizji, która zmienia ramówkę na początku grudnia, tylko po to by serwować po raz kolejny to samo w otoczeniu animowanych bombek i bałwanków. Może tym miejscem jest rodzina? Zabiegana, zapracowana. Zajęta sprzątaniem, gotowaniem - różnymi szamańskimi sztuczkami, które powtarzane z uporem stają się regułą?
Rodzina powinna być ostoją więzi i miejscem celebracji wszystkich ważnych, z definicji "rodzinnych" świąt. Jednak, gdzieś w tym zabieganiu gubi się to co najważniejsze. Impet świąt rozbija się w przygotowaniach. Samo świętowanie staje się zwyczajną kolacją z której biesiadnicy starają się jak najszybciej uciec.
Słyszę ostatnio głosy, narzekające na brak świąt w świętach. Na zbytnią komercjalizację świąt. Ciągle powtarza się, że święta to, święta tamto. Wyjedź na święta, jak się nie pokłócić na święta. Czujemy się pozbawieni czegoś, co tak naprawdę nigdy do nas nie należało. Nigdy nie świętowaliśmy, owszem, jedliśmy dwanaście potraw, bestialsko mordowaliśmy karpia, piliśmy kompot z suszu. Czy to jest świętowanie? Może sprzątanie, kupowanie możemy podciągnąć pod nazwę świętowania?
Można prawdziwie świętować bez lampek na choince i bez makowca. Ten szczególny rodzaj poczucia świątecznego zostaje na dłużej niż wspomnienie przypalonego ciasta.
Udało mi się w tym roku poświętować, z rodziną, było trochę pieczenia, trochę gotowania. Niezbyt dużo sprzątania, głównie po świętach - tak aby się nie zniechęcać ani nie przemęczać - w końcu to święto. Tak, mogę powiedzieć, że udało mi się prawdziwie poświętować.
Jeśli coś pozbawiło Cię możliwości sprzątania, kupowania i jedzenia, i masz wrażenie, że pozbawiono Cię świat to nigdy nie obchodziłeś świąt. Jadłeś i kupowałeś. Prawdziwe święta dzieją się w sercu, z najbliższymi. Świat nie można kupić ani zjeść.
Rodzina powinna być ostoją więzi i miejscem celebracji wszystkich ważnych, z definicji "rodzinnych" świąt. Jednak, gdzieś w tym zabieganiu gubi się to co najważniejsze. Impet świąt rozbija się w przygotowaniach. Samo świętowanie staje się zwyczajną kolacją z której biesiadnicy starają się jak najszybciej uciec.
Słyszę ostatnio głosy, narzekające na brak świąt w świętach. Na zbytnią komercjalizację świąt. Ciągle powtarza się, że święta to, święta tamto. Wyjedź na święta, jak się nie pokłócić na święta. Czujemy się pozbawieni czegoś, co tak naprawdę nigdy do nas nie należało. Nigdy nie świętowaliśmy, owszem, jedliśmy dwanaście potraw, bestialsko mordowaliśmy karpia, piliśmy kompot z suszu. Czy to jest świętowanie? Może sprzątanie, kupowanie możemy podciągnąć pod nazwę świętowania?
Można prawdziwie świętować bez lampek na choince i bez makowca. Ten szczególny rodzaj poczucia świątecznego zostaje na dłużej niż wspomnienie przypalonego ciasta.
Udało mi się w tym roku poświętować, z rodziną, było trochę pieczenia, trochę gotowania. Niezbyt dużo sprzątania, głównie po świętach - tak aby się nie zniechęcać ani nie przemęczać - w końcu to święto. Tak, mogę powiedzieć, że udało mi się prawdziwie poświętować.
Jeśli coś pozbawiło Cię możliwości sprzątania, kupowania i jedzenia, i masz wrażenie, że pozbawiono Cię świat to nigdy nie obchodziłeś świąt. Jadłeś i kupowałeś. Prawdziwe święta dzieją się w sercu, z najbliższymi. Świat nie można kupić ani zjeść.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
14:50
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, grudnia 15, 2008
Serwer
Czasem jest tak, że coś się zepsuje, coś się niszczy i coś się wywraca. Tak jak ten serwer, niemiecki, który się wywrócił. Zdjęcia przedstawiają stan wywróconego serwera, jak i po jego postawieniu.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
12:50
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
sobota, grudnia 06, 2008
Handel Magią Świąt
Nikogo już nie dziwi gdy w sklepach można kupić ozdoby choinkowe, a ktoś w czapce krasnala sprzedaje choinki. Wielu z nas ma wspomnienia samodzielnego tworzenia ozdóbek ze słomy, papieru, patyczków. Sam pamiętam jak kiedyś z ojcem skroiliśmy (na drobne paski) kilka bloków kolorowego papieru do wycinanek tylko po to, żeby wytworzyć długaśny papierowy łańcuch.
Dawniej każdy samodzielnie ścinał choinkę, a jeszcze wcześniej podłaźniczkę. Teraz ozdoby kupuje się w sklepie, podobnie jak choinki. Zamawia się potrawy wigilijne do domu, wystarczy tylko chcieć i mieć dość pieniędzy.
Jednak jedna rzecz, przynajmniej dla mnie, była święta - pierniczki. Robione razem z rodziną, ozdabiane przez dzieci i wieszane na choince, tak żeby chłonęły wilgoć i stawały się coraz bardziej miękkie. Rozbierający choinkę mieli możliwość komisyjnego ich zeżarcia.
Świat się kończy, możesz kupić rodzinne ciepło i tę szczególną atmosferę w najbliższym hipermarkecie. Kosztuje dwanaście złotych za kilogram. Uraduj swoje dzieci dając im kilka kilogramów słodyczy, zamiast jakiegoś bezcelowego wspólnego gotowania. To takie niedzisiejsze i niepraktyczne, przecież stać mnie na pierniki.
Dawniej każdy samodzielnie ścinał choinkę, a jeszcze wcześniej podłaźniczkę. Teraz ozdoby kupuje się w sklepie, podobnie jak choinki. Zamawia się potrawy wigilijne do domu, wystarczy tylko chcieć i mieć dość pieniędzy.
Jednak jedna rzecz, przynajmniej dla mnie, była święta - pierniczki. Robione razem z rodziną, ozdabiane przez dzieci i wieszane na choince, tak żeby chłonęły wilgoć i stawały się coraz bardziej miękkie. Rozbierający choinkę mieli możliwość komisyjnego ich zeżarcia.
Świat się kończy, możesz kupić rodzinne ciepło i tę szczególną atmosferę w najbliższym hipermarkecie. Kosztuje dwanaście złotych za kilogram. Uraduj swoje dzieci dając im kilka kilogramów słodyczy, zamiast jakiegoś bezcelowego wspólnego gotowania. To takie niedzisiejsze i niepraktyczne, przecież stać mnie na pierniki.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
14:20
1 komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, grudnia 01, 2008
Łubudububuntu
Jakiś czas temu, jeszcze przed premierą nowej wersji Ubuntu, na stronie domowej tego systemu zarejestrowałem się na darmową płytę z systemem. Co prawda zainstalowałem go z obrazu płyty już w dniu premiery, ale o tym zamówieniu nie zapomniałem. Po kilku tygodniach przyszło i byłem tym kompletnie zaskoczony.
W środku oprócz płyty były naklejki, cztery, na zdjęciu są trzy bo jedną zdążyłem oddać jeszcze zanim zrobiłem te zdjęcia.
W środku oprócz płyty były naklejki, cztery, na zdjęciu są trzy bo jedną zdążyłem oddać jeszcze zanim zrobiłem te zdjęcia.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
20:51
2
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
wtorek, listopada 25, 2008
Światowy Dzień Pluszowego Misia
Tak, dzisiaj jest taki dziwny dzień. W związku z tym ujawniam swoją dziwną kolekcję. Ha! Nie jestem normalny.
To jest moja zabawka z dzieciństwa. Jak można wywnioskować ze zdjęcia, nazywa się (albo ma na imię, jak komu wygodnie) Bolek. Był niezastąpioną bronią zaczepno-obronną w kłótniach z młodszym rodzeństwem. Niezliczoną ilość razy tracił głowę w walce, jednak za każdym razem była ona mu przyszywana ponownie.
To jest moja zabawka z dzieciństwa. Jak można wywnioskować ze zdjęcia, nazywa się (albo ma na imię, jak komu wygodnie) Bolek. Był niezastąpioną bronią zaczepno-obronną w kłótniach z młodszym rodzeństwem. Niezliczoną ilość razy tracił głowę w walce, jednak za każdym razem była ona mu przyszywana ponownie.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
11:05
1 komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, listopada 24, 2008
Ojciec Czas
W potoku wydarzeń wesoło pluskały się złote rybki. Czas siadł na brzegu i rozpoczął rozkładanie wędki. Tuż przed pobliskim horyzontem zdarzeń, na wzgórzach gaussa pasły się nieszczęśliwe przypadki. Ten i ów ronił łzę za łzą patrząc na zieloną trawę gniecioną kopytami. Westchnął czas nad tymi cudnymi istotami i zarzucił wędkę w błękitną toń potoku.
Wpatrując się w podskakujący na falach zdarzeń pozwolił by Morfeusz objął go swymi ramionami. Dał się porwać w sparaliżowany taniec sennych mar. Drgania wędki wybudziły go nagle. Poderwał wędkę tylko po to by zobaczyć błyszczący się w świetle spławik.
Zdarzenia losowe baraszkowały wesoło na łące, co i rusz wzniecając w powietrze morze płatków z rosnących opodal róż wiatru. Drobinka pyłku kwiatowego niesiona wiatrem dała się wciągnąć do wielkiego nosa Czasu. Ojciec Czas przerwał na chwilę mamrotanie i marudzenie na niewdzięczne złote rybki by mocno zaciągnąć się powietrzem i...
KICHNĄĆ!
Pierwsze kichnięcie tylko lekko go orzeźwiło, westchnął jeszcze mocniej. Zatrzymał oddech na chwilę i...
KICHNĄŁ!
Myślał, że to ostatni raz, ale porządne kichnięcia liczy się na trzy, nie zdążył doliczyć do dwóch gdy...
OGROMNY KICH!
Tym razem poczuł, że to było coś więcej niż wielkie KICH, to było coś więcej niż takie zwykłe KICH, takiego KICHA pamięta się przez długie eony. Otarł nos i spostrzegł, że wokół niego w świetle migocze tysiące możliwości. Każdy z nich wyglądający jak mały czarny pyłek, jednak ten mały czarny pyłek ma w sobie o wiele więcej możliwości. Ujął go w palce i przyciągnął do oka. Zobaczył kłębiące się kwarki łączące się w atomy, atomy łączące się w cząstki. Cząstki zbijające się w planety. Wyciągnął wędkę z wody, ma bardzo dużo czasu i będzie się temu małemu czarnemu kłębuszkowi długo przyglądał.
Gdy patrzysz w słońce, gdy wąchasz pieprz, gdy masz katar albo ot tak, bez przyczyny - kichasz. Ojciec Czas patrzy uśmiecha się i liczy do trzech to takie porządne kichnięcia liczy się w trzech.
Wpatrując się w podskakujący na falach zdarzeń pozwolił by Morfeusz objął go swymi ramionami. Dał się porwać w sparaliżowany taniec sennych mar. Drgania wędki wybudziły go nagle. Poderwał wędkę tylko po to by zobaczyć błyszczący się w świetle spławik.
Zdarzenia losowe baraszkowały wesoło na łące, co i rusz wzniecając w powietrze morze płatków z rosnących opodal róż wiatru. Drobinka pyłku kwiatowego niesiona wiatrem dała się wciągnąć do wielkiego nosa Czasu. Ojciec Czas przerwał na chwilę mamrotanie i marudzenie na niewdzięczne złote rybki by mocno zaciągnąć się powietrzem i...
KICHNĄĆ!
Pierwsze kichnięcie tylko lekko go orzeźwiło, westchnął jeszcze mocniej. Zatrzymał oddech na chwilę i...
KICHNĄŁ!
Myślał, że to ostatni raz, ale porządne kichnięcia liczy się na trzy, nie zdążył doliczyć do dwóch gdy...
OGROMNY KICH!
Tym razem poczuł, że to było coś więcej niż wielkie KICH, to było coś więcej niż takie zwykłe KICH, takiego KICHA pamięta się przez długie eony. Otarł nos i spostrzegł, że wokół niego w świetle migocze tysiące możliwości. Każdy z nich wyglądający jak mały czarny pyłek, jednak ten mały czarny pyłek ma w sobie o wiele więcej możliwości. Ujął go w palce i przyciągnął do oka. Zobaczył kłębiące się kwarki łączące się w atomy, atomy łączące się w cząstki. Cząstki zbijające się w planety. Wyciągnął wędkę z wody, ma bardzo dużo czasu i będzie się temu małemu czarnemu kłębuszkowi długo przyglądał.
Gdy patrzysz w słońce, gdy wąchasz pieprz, gdy masz katar albo ot tak, bez przyczyny - kichasz. Ojciec Czas patrzy uśmiecha się i liczy do trzech to takie porządne kichnięcia liczy się w trzech.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
23:52
0
komentarzy
Znaczniki:
opowiadanie
piątek, listopada 07, 2008
Odz Gin-Poł
Wiatr życia popycha nas czasem w zupełnie nieoczekiwane miejsca. W tym tygodniu odwiedziłem kawałek szpitala, odpowiedzialny za ginekologie i położnictwo. W tym miejscu bardzo wyraźnie widać jak przedmiotowo służba zdrowia traktuje człowieka. Oddziały wydzielone są względem części ciała, osobno uszy, osobno oczy. Tutaj kości a tam nerki. Wszystko się w miarę sprawdza, ale w tym jednym przypadku wychodzi bardzo nieprzyjemny aspekt takiego podziału. Kobiety są z natury (i nie jest to żadna dyskryminacja) bardziej uczuciowe, łatwiej je wzruszyć i są cieplejsze w swoich odczuciach. Wiele kobiet utożsamia swoją kobiecość, swoją istotę życia z podstawową funkcją jaką im przeznaczyła natura - z płodnościa. Na tym oddziale stykają się kobiety przeżywające ogromne szczęście i ogromny dramat. Są tam matki z małymi dziećmi, świeżo po porodzie z kobietami które je utraciły. Kobiety płodne i te pozbawione tej płodności na zawsze. W żadnym innym miejscu nie możesz się tak dosłownie przekonać jaka Cię spotkała strata.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
18:57
0
komentarzy
Znaczniki:
zdrowie
czwartek, listopada 06, 2008
Cukierek albo ...
Siedzisz sobie spokojnie w domu, jest przełom października i listopada. Wsuwasz swoje ulubione czekoladki gdy od telewizji odrywa Cię dzwonek do drzwi. Przed drzwiami siedzi kot, w przebraniu tygrysa z dyniowym koszyczkiem na słodkości. Z jego mordki odczytujesz znane większości hasło "cukierek albo psikus", co robisz?
Wyjścia są dwa, nasypać cukierasków z górką, licząc się z dość dużymi kosztami. Taki kot jest wybredny, nie weźmie byle czego i trzeba się nastarać aby go ukontentować słodyczami. Koty wszak słodyczy za bardzo nie lubią.
Nieodpowiedzialnie odpowiadasz psikus, może masz gorszy dzień, albo chciałbyś sobie coś nowego kupić. Kot wesolutko i psotnie przebiega Ci przez dom, rozbija kilka lamp, zrzuca większość obrazków. Wybucha telewizor i otwiera się z brzękiem lodówka. Dochodzisz do wniosku, że nie potrzebujesz tylu szklanych rzeczy.
Pamiętaj, nigdy nie wybieraj psikusa, jeśli jest oferowany przez kota.
Wyjścia są dwa, nasypać cukierasków z górką, licząc się z dość dużymi kosztami. Taki kot jest wybredny, nie weźmie byle czego i trzeba się nastarać aby go ukontentować słodyczami. Koty wszak słodyczy za bardzo nie lubią.
Nieodpowiedzialnie odpowiadasz psikus, może masz gorszy dzień, albo chciałbyś sobie coś nowego kupić. Kot wesolutko i psotnie przebiega Ci przez dom, rozbija kilka lamp, zrzuca większość obrazków. Wybucha telewizor i otwiera się z brzękiem lodówka. Dochodzisz do wniosku, że nie potrzebujesz tylu szklanych rzeczy.
Pamiętaj, nigdy nie wybieraj psikusa, jeśli jest oferowany przez kota.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
22:08
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
niedziela, listopada 02, 2008
Zimowy Las
W okolicach środka września byłem w górach. Na moje szczęście albo nieszczęście, zależy od tego kto i jak patrzy, prawie przez cały czas padał deszcz albo śnieg. Większość ludzi, na taką sytuację narzeka, ja wręcz przeciwnie, cieszę się. Wycieczka mi się niesamowicie wręcz udała - pustki na szlakach, cisza i spokój. Naprawdę można poczuć to odosobnienie, samotność. Zdarzyło mi się być kilka razy w słoneczne letnie dni na szlakach i prawie się przewracałem o innych turystów. Taka prawie samotna wyprawa to inna jakość turystyki.
Zdjęcie przedstawia las, las przyprószony śniegiem. W dolinach i w Zakopanem padał drobny deszcz (niezbyt przeszkadzający, ale jednak deszcz), na pewnej wysokości deszcz zmieniał się w śnieg. To zdjęcie zostało wykonane na granicy deszczu i śniegu. Można zobaczyć jak w cudownie tajemniczy sposób jesień i zima mocują się na drzewach.
Inne zdjęcia z tej wyprawy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
20:06
1 komentarzy
Znaczniki:
zakopane
niedziela, października 19, 2008
Deserek - serek
Kupowałem dziś mleko, takie zwykłe białe do kawy (kawa bez mleka? to nie do pomyślenia). Wzrok mój zatrzymał się na bananach z przeceny. Większość dojrzałych bananów ląduje na przecenie - to te z brązowymi plamami, nie wiem jak można zajadać się tymi zielonymi, pełnymi skrobi (to jest to samo co w ziemniakach). Znalazłem jednego nierozbitego ładnego bananka, wylądował w koszyku. Do niego dołączyła butelka mleka i butelka pepsi. Z lodówek wygrzebałem serek z płatkami czekolady (mój ulubiony), po drodze znalazłem kilka zimowych gruszek.
Bananka skroiłem w plasterki, gruszkę (obraną!) w kostkę, zalałem serkiem i posypałem czekoladowymi płatkami. Tyle, teraz można wpychać w siebie. Nie jest to może kaczka w pomarańczach, ale mi bardzo podniosło poziom cukru.
Bananka skroiłem w plasterki, gruszkę (obraną!) w kostkę, zalałem serkiem i posypałem czekoladowymi płatkami. Tyle, teraz można wpychać w siebie. Nie jest to może kaczka w pomarańczach, ale mi bardzo podniosło poziom cukru.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
18:48
3
komentarzy
Znaczniki:
przepis
wtorek, października 07, 2008
Liczebniki zbiorowe - moje przekleństwo
Staram się być poprawnie gramatycznie i ortograficznie, choć przed maturą stwierdzono u mnie dysgrafię (takie ładne określenie na bazgranie) to nie zanurzam się w swoich ułomnościach. Jest jedna rzecz przy której stale popełniam błędy, nieświadomie, z wyuczenia. Liczebniki zbiorowe - to te małe diabelstwa które określają ilu tych chłopców, dziewczynek czy psów idzie w grupie (ja i moje dwie koleżanki idziemy we troje, ja i mój kolega idziemy sobie we dwóch, koleżanki szły sobie we dwie przez miasto). W prostych zdaniach wszystko jest w porządku (w tych zdaniach w których jest jasno określone czy grupa jest jednorodna płciowo), jednak gdy pojawi się zdanie w którym informacja o grupie wynika z kontekstu to jest klops. Przykład: Szedłem sobie z koleżanką przez miasto. Na głowy spadały nam złote liście. Fajnie jest tak iść we... no właśnie, powinno być dwoje, ja wpieprzam dwóch zmieniając tym samym płeć towarzysza podróży zdarzenia. Im większa przewaga mężczyzn w grupie tym łatwiej o pomyłkę
Jutro pójdę do apteki i poproszę troje opakowań Gramatixu, tak, tego na liczebniki, dziękuję.
Jutro pójdę do apteki i poproszę troje opakowań Gramatixu, tak, tego na liczebniki, dziękuję.
niedziela, września 07, 2008
Efekt Wykopu
Miesiąc temu zdarzyło mi się wytworzyć posta, który przetoczył się przez pół polskiego Internetu, generując tym samym kilka tysięcy wejść. Dzięki losowi, ten trend odwiedzin nie był stały i od tamtego czasu liczba odwiedzających notorycznie spadała, po to, by w końcu ustabilizować się na tym samym poziomie co przed postem. Obecnie notuję stabilne kilkanaście wizyt dziennie, przez ten krótki czas wzrostu dzięki reklamom zarobiłem zawrotną sumę dwóch dolarów. Cieszę się, że uwaga sieci nie jest zwrócona na mnie i na moje wytwory i że mogę znowu wypisywać zwyczajowe bzdury. Nie miałem najmniejszej ochoty zamieniać swojego bloga na serwis na temat bezpieczeństwa, albo inną stronę wymagającą ode mnie powagi przez cały czas. Ekshibicjonizm przy małej publice jest fajny, przy większej mocno męczy.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
21:46
2
komentarzy
Znaczniki:
Afera PeKaO
piątek, września 05, 2008
Kotwice czasu
Całe nasze życie to rzeka, płynąca tylko w jedną stronę. Siedzimy w kajaku porwanym przez nurt. Mamy niewielki wpływ na to w którą stronę nasz kajak popłynie - jednak, gdy na naszej rzece nie ma żadnych szczególnych punktów, czas umyka nam niezauważenie, orientujemy się nagle, że minął rok, drugi, dwa miesiące, a my nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie niczego ciekawego, ani interesującego.
Jest sposób na to aby czas nie upływał tak po cichu - człowiek zapamiętuje zarówno dobre jaki złe zdarzenia. Trzeba tworzyć dobre zdarzenia, wychodzić w pola, obserwować zachody słońca. Zatrzymać się na chwilę w biegu, rozmarzyć się nad mijającym czasem. Odwiedzić park, jakieś muzeum - wyjechać na urlop. Przy dużym zagęszczeniu fajnych zdarzeń, które dodatkowo upamiętni się na zdjęciach, można czasem złapać się na tym, że niektóre ze zdarzeń przesuwamy na rok poprzedni. Niezwykłe jest to uczucie, którym nasz mózg stara się rozrzedzić wspomnienia, tak żeby nie były zbyt blisko siebie, aby nie było zbyt dużo, zbyt blisko siebie do pamiętania. To coś jak przepełnienie: "to było zaledwie dwa tygodnie temu". Polecam.
Jest sposób na to aby czas nie upływał tak po cichu - człowiek zapamiętuje zarówno dobre jaki złe zdarzenia. Trzeba tworzyć dobre zdarzenia, wychodzić w pola, obserwować zachody słońca. Zatrzymać się na chwilę w biegu, rozmarzyć się nad mijającym czasem. Odwiedzić park, jakieś muzeum - wyjechać na urlop. Przy dużym zagęszczeniu fajnych zdarzeń, które dodatkowo upamiętni się na zdjęciach, można czasem złapać się na tym, że niektóre ze zdarzeń przesuwamy na rok poprzedni. Niezwykłe jest to uczucie, którym nasz mózg stara się rozrzedzić wspomnienia, tak żeby nie były zbyt blisko siebie, aby nie było zbyt dużo, zbyt blisko siebie do pamiętania. To coś jak przepełnienie: "to było zaledwie dwa tygodnie temu". Polecam.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
22:28
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, sierpnia 11, 2008
Tesco Clubcard - wątpliwa promocja
Ostatnim czasem hipermarket Tesco rozpoczął akcję promocyjną, wydaje swoim klientom karty członkowskie swojego klubu. Jak to zazwyczaj bywa przy akcji promocyjnej, która może dawać kupującym gotówkę tłum rzucił się brać karty i rejestrować swoje zakupy. Zapytałem się przy kasie, zakosiłem regulamin i poniżej przedstawiam to co mi się udało dowiedzieć:
2 PLN = 1 punkt
500 punktów = 5 PLN
Fajnie, nie? Za zakupy dostajemy punkty, i raz na kwartał (trzy miesiące) jak uzbieramy dość punktów dostajemy bon na zakupy, przy czym musimy uskrobać co najmniej 500 punktów*. Po magiczno - matematycznych przekształceniach (za każdy wydany tysiąc złotych dostajemy 5 złotych) otrzymujemy przelicznik procentowy, łatwiejszy do ogarnięcia umysłem:
0,5%
Tak, pół procent, marniutkie pół procent, żeby dostać stówę trzeba by wydać 20 000 złotych (słownie: dwadzieścia tysięcy), zarabiasz tyle? Sklep dzięki temu, że za każdym razem wyciągniesz kartę przy kasie, dowie się ważnych rzeczy: kiedy robisz zakupy, ile kupujesz za jednym razem, na jakie promocje zareagowałeś, jak szybko wrócisz do sklepu, są to bardzo potrzebne informacje z punktu widzenia logistyki i planowania. Wcześniej musieli za takie badania płacić setki milionów złotych, teraz ich klienci te wszystkie dane przyniosą im w zębach, koszty promocji są znikome (to tylko pół procent), a oszczędności na badaniach ogromne. Nadal wierzycie, że ktoś wam da coś za darmo?
*Obecne minimum wynosi trzysta punktów, ta notatka pisana była ponad dwa lata temu
piątek, sierpnia 08, 2008
Mroczna kicha
Film: Mroczny Rycerz
Właśnie wróciłem z seansu tego filmu i jestem rozczarowany oraz znudzony. Nie ma sensu porównywać tego filmu z pierwszym filmem w którym Batman ściera się z Jokerem, gdyż byłoby miażdżące dla tego nowego. Wykażę kilka wad, które zdrowo psują zabawę podczas oglądania. Słaba postać Jokera: to taki mały pocieszny świr, nic wartego uwagi, nie budzi strachu - tylko litość. W niektórych momentach przypomina skrzyżowanie Ronalda McDonalda z krukiem - przekomiczne, na plus niejednoznaczna, za każdym razem inna pewna historia z przeszłości Jokera. Batman - goguś, czy mi się dobrze zdaje, ale we wszystkich interpretacjach Bruce Wayne miał szeroką szczękę i mocne bary, na tym nawet najlepszy garnitur wygląda jak szmata, nie przemawia to do mnie, ani trochę. Głos Batmana - zachrypnięty żulik, przy kinie z mocnymi basami powoduje lekkie sensacje żołądkowe - blee. Komisarz Gordon - o, miła znajoma paszcza, to samo pompatyczne zachowanie, ale te przemowy do zachodzącego słońca są nudne. Harry Dent - uwierzyłem w niego, ale mnie zawiódł - to oko to Terminator II - niemożliwe jest żeby wypaliło powieki bez naruszenia oka - rażąco niemożliwe. Efekty - trzęsąca się motorynka Batmana wygląda jak z dykty i plastiku, niech mi ktoś pokaże tira w którym ciągnik jest sztywno połączony z naczepą, to niemożliwe, żeby się tak przewrócił. Dziwaczne przeskoki fabuły, trzech gości z bronią na jednego świra z kawałkiem szkła, gwardia sprawdza wszystkie mosty, ale o promach nikt nie pomyślał - nikt nawet pod pokład nie zszedł - nie wierze, to jest bez sensu. Nie chce mi się więcej pisać, popatrzeć można, zapłacić za niego dwie dychy to przesada, wkrótce poleci w telewizji albo dodadzą go do Tiny.
*obrazek wzięty z www.popcorner.pl
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
22:55
10
komentarzy
Znaczniki:
recenzja
środa, lipca 23, 2008
Chmura
W zeszły weekend wybrałem się wypocząć w okolice Krosna, mam tam rodzinę, więc było gdzie się zadekować. W chwilach wolnych od nic nierobienia wybrałem się na wyprawę do lasu i na łąkę. Łąka w środku lasu, na której stoi nieczynny już szyb naftowy (tak, tamtejsze okolice to taki polski Texas). W momencie wejścia na trawę spod nóg zaczęły umykać pasikoniki. Było ich bardzo dużo, przy odrobinie sprytu można było je łapać. Po chwili trzymania w zamkniętej dłoni uspokajały się na tyle by można im było zrobić zdjęcie. Po dziabnięciu obrazka były humanitarnie wypuszczane na wolność.
Tytułowa chmura uchwycona została w drodze, gdy formowało się olbrzymie parowe kowadło. Szczyt tego kowadła wyniósł się na taką wysokość przy której para wodna zamienia się w lód i chmura się rozwiała.
Tytułowa chmura uchwycona została w drodze, gdy formowało się olbrzymie parowe kowadło. Szczyt tego kowadła wyniósł się na taką wysokość przy której para wodna zamienia się w lód i chmura się rozwiała.
Zestaw koników polnych można zobaczyć tutaj.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
21:35
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
niedziela, lipca 13, 2008
Dzień po wczoraj
"...na słupie ogłoszeniowym wisi informacja na temat Kowalskiego, podszedłem i swoją komórką zrobiłem zdjęcie..."
Nie jestem hackerem, nie włamałem się na stronę banku, na żadną inną stronę też się nie włamałem, nie upubliczniłem tych poufnych danych, użyłem po prostu wyszukiwarki.
Raz na jakiś czas znajduję podobne kwiatki na różnych stronach, najczęściej cicho posyłam maila z informacjami i cieszę się, że mogłem pomóc. Tutaj sprawa była o wiele gorsza, jest to jakby nie patrzeć bank, jego ukrywane błędy, dyletanctwo mogłyby nas wszystkich kosztować ogromną ilość kasy. Należy to napiętnować, żeby za każdym razem jak jakiś programista, webmaster lub project manager wpadnie na pomysł umieszczenia tajnych plików poniżej katalogu głównego webservera wspomni na pomyłkę tego banku. Inna jest skala pomyłki, gdy jest błąd na stronie szkoły podstawowej, a inna gdy błąd popełnia wypełniony kasą, technologią i możliwościami bank. Cieszy mnie to, że coraz większą uwagę zwraca się na problem ochrony danych osobowych, że ludzie pojmują jakie ważne jest chronienie informacji o sobie, swoim życiu i miejscu zamieszkania.
Szkoda, że mentalność dużych firm jest wszędzie taka sama, zamiast przeprosić, straszą internautów pozwami, starając zepchnąć się na kogoś odpowiedzialność za swoje błędy. My internauci też musimy mieć konta w bankach, chcielibyśmy żeby były bezpieczne.
Szkoda, że mentalność dużych firm jest wszędzie taka sama, zamiast przeprosić, straszą internautów pozwami, starając zepchnąć się na kogoś odpowiedzialność za swoje błędy. My internauci też musimy mieć konta w bankach, chcielibyśmy żeby były bezpieczne.
Rozmawiałem dzisiaj z Maciejem Budzichem prowadzącym bloga blog.mediafun.pl, zwrócił on uwagę na zjawisko ignorowania blogosfery przez wiodące media internetowe. Polityka.pl w swoim artykule na temat tej wpadki umieściła link do źródła, Dziennik Internautów zacytował*. Mnie to szczerze mówiąc nie zdziwiło, nie mam też żalu o to, że takowych linków nie było. Dziwne jedynie jest, że inne źródła są wspominane, a jeśli coś wypływa na blogach są to zawsze anonimowi internauci. Fajną rzeczą jest to, że na innych blogach i serwisach prowadzonych samodzielnie przez ich właścicieli są linki wsteczne. Dobrze, że środowisko szanuje samo siebie, to pierwszy i najważniejszy krok do uznania przez tych większych graczy rynku medialnego.
___
* i podał źródło
___
* i podał źródło
sobota, lipca 12, 2008
Zainwestuj w...
no właśnie, w co? Najlepszą inwestycją, o największej stopie zwrotu jest wiedza, kto jak kto ale duża instytucja bankowa powinna o tym wiedzieć. Bawiąc się wyszukiwarką (każdy kiedyś wpisał w nią swoje nazwisko) dotarłem do pewnego listu motywacyjnego, napisanego przez osobę o podobnym do mojego nazwisku:
W dodatku na pierwszej stronie, idąc tym tropem trafiłem na stronę, a dokładniej listing plików na pewnym serwerze:
Plików jest tam kilka tysięcy, niektóre zmienione nawet dziś (11 lipiec 2008), pobrałem kilka na próbę, originalne listy motywacyjne i życiorysy ludzi aplikujących do pewnej firmy. No to wchodzimy na główną stronę i co widzimy:
No ja pierdziele, ja mam w siebie zainwestować, a wy nie potraficie zainwestować w porządnego programistę lub analityka bezpieczeństwa, który by wam uświadomił dwie podstawowe sprawy:
- htaccess nie gryzie
- nie umieszcza się plików nie przeznaczonych do publicznego pobierania w katalogu publicznym
Linki:
niedziela, lipca 06, 2008
Lato z Radiem w Jarosławiu 2008 - po koncercie
Dzisiaj nastąpił ten dzień, dzisiaj odbył się koncert "Lata z Radiem" w Jarosławiu. Byłem na tym koncercie. Nie zawiodłem się na śpiewających warzywach: Centrum Uśmiechu. Co prawda nie ma takiego warzywa które nazywałoby się Hilary, ale łatwiej wziąć wiersz o Hilarym co okulary gdzieś zapodział, niż szukać rytmicznego wiersza o kapuście.
Później wystąpiła grupa niby reggae, ale w gruncie rzeczy grają pseudo reggae rocka. Muzyka powinna być chrześcijańska, ale nie było to nachalnie podkreślane, co prawda w pewnym momencie jeden z muzyków zaczął coś bredzić o księżniczkach, ale poddał się szybciutko i zagłuszył sam siebie muzyką. Największą atrakcją wieczoru (no może nie największą, ale prawie) był deszcz, który wypędził ludzików z płyty stadionu i stłoczył ich pod parasolami. Dzięki temu, można było zrobić ładne zdjęcia trawie w deszczu. Przemoknięty całkowicie, zniknąłem na chwilę z pola walki po to by pojawić się tam na finał finałów.
Bajm, zespół którego utwory bawią nas już ponad trzydzieści lat. był główną atrakcją wieczoru. Widać dużą różnicę w ilości osobników zgromadzonych pod sceną, jak ludzi którzy słuchali poprzednich zespołów to można ich było policzyć na palcach obu rąk, a artyści przegrywali z kiełbaskami, tak tutaj widać ogromny tłum bawiący się w rytm nowych i starych przebojów.
środa, czerwca 25, 2008
Lato z Radiem w Jarosławiu 2008
W tym roku, lato z radiem będzie gościć w Jarosławiu w dniu piątego lipca. Zamierzam tam być, w końcu nie można przegapić darmowego pokazu sztucznych ognii. Tak było w zeszłym roku, w tym pewnie będzie o wiele lepiej, jeśli oczywiście pogoda dopisze. W tym roku wystąpią: Centrum uśmiechu - zespół śpiewający piosenki dla dzieci w przebraniu warzyw (może być ciekawie), Kashmir, Maleo Reggae Rockers oraz Bajm.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, dlaczego z uporem maniaka Lato z Radiem omija Rzeszów? Aż tak drogo mamy tutaj? Jarosław nie jest co prawda tak daleko, a jeśli się ma rodzinę i znajomych w okolicy to jest lepiej niż dobrze, ale omijanie miasta wojewódzkiego trochę dziwi. Na pocieszenie zostaje fakt, że stolica też nie ma koncertu w tym roku, w końcu co to za lato w wielkim mieście?
Tutaj więcej informacji.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, dlaczego z uporem maniaka Lato z Radiem omija Rzeszów? Aż tak drogo mamy tutaj? Jarosław nie jest co prawda tak daleko, a jeśli się ma rodzinę i znajomych w okolicy to jest lepiej niż dobrze, ale omijanie miasta wojewódzkiego trochę dziwi. Na pocieszenie zostaje fakt, że stolica też nie ma koncertu w tym roku, w końcu co to za lato w wielkim mieście?
Tutaj więcej informacji.
niedziela, maja 18, 2008
Noc Muzeów w Rzeszowie
W sobotę siedemnastego maja o godzinie dziewiętnastej można było ujrzeć widok, który w dzisiejszych czasach jest widokiem prawie całkowicie niewidzianym. Tłumy w muzeum - stada tłoczące się przed wejściem, przepychające się przez korytarze, lepiące się do gablot. Zgodnie z przewidywaniami zainteresowanie było tak ogromne, że konieczne było zatrudnienie firm ochroniarskich dla ochrony cennych eksponatów.
Muzeum Okręgowe:
Malarstwo z kolekcji rodziny Dąmbskich, twarze sumiastych sarmatów, statecznych dam, romantycznych pensjonariuszek patrzące ze ścian. Dzieła włoskich mistrzów, polskich naśladowców, nieznanych geniuszów.
Pejzażysta Jan Stanisławski, widoki na Dniepr - piękne drobne malowane olejem widoki, od dokładnie szczegółowych po kilka maźnięć pędzlem popadających w impresjonizm. Dwa widoki z tęczą szczególnie mi się podobały.
Pokazy walk między różnymi formacjami entuzjastów dawnych broni były źle zorganizowane, nie było przygotowane żadne podwyższenie, walki odbywały się prawie w tłumie. Ktoś mógł zostać ranny.
Muzeum Historii Miasta Rzeszowa:
Makieta dawnego Rzeszowa - nie wiedziałem, że było tu tyle stawów, tyle rzek, tak dużo wody. Zdjęcia, pieczęcie, odezwy - wszystko co jest związane z dawnym życiem miasta. Szkoda tylko, że tak mało zaprezentowanych było zdjęć z kolekcji Janusza. Jak na dłoni widać było, że muzeum potrzebuje pomieszczenia na prezentację tej niezwykłej kolekcji.
Muzeum Etnograficzne:
Dawne stroje, większość podparta zdjęciami, z początku dwudziestego wieku, niektóre nawet z lat pięćdziesiątych. To niesamowite, jak się pomyśli, że nasi rodzice mieli okazje mieć takich dziadków, wujków, sąsiadów. W sukmanach, z przepaskami - niesamowite.
Muzeum Archidiecezjalne:
Duży zbiór sztuki sakralnej, jako główną atrakcję można obejrzeć mszał z czternastego wieku. Każdy mógł wejść i zobaczyć piękne rzeźby i wpisać się do księgi pamiątkowej, też tam byłem i sie wpisałem.
Do muzeów wybiorę się w zwykły dzień, tak by odetchnąć magią pustych korytarzy, zimnego powietrza, skrzypienia parkietu które niesie się po salach.
Muzeum Okręgowe:
Malarstwo z kolekcji rodziny Dąmbskich, twarze sumiastych sarmatów, statecznych dam, romantycznych pensjonariuszek patrzące ze ścian. Dzieła włoskich mistrzów, polskich naśladowców, nieznanych geniuszów.
Pejzażysta Jan Stanisławski, widoki na Dniepr - piękne drobne malowane olejem widoki, od dokładnie szczegółowych po kilka maźnięć pędzlem popadających w impresjonizm. Dwa widoki z tęczą szczególnie mi się podobały.
Pokazy walk między różnymi formacjami entuzjastów dawnych broni były źle zorganizowane, nie było przygotowane żadne podwyższenie, walki odbywały się prawie w tłumie. Ktoś mógł zostać ranny.
Muzeum Historii Miasta Rzeszowa:
Makieta dawnego Rzeszowa - nie wiedziałem, że było tu tyle stawów, tyle rzek, tak dużo wody. Zdjęcia, pieczęcie, odezwy - wszystko co jest związane z dawnym życiem miasta. Szkoda tylko, że tak mało zaprezentowanych było zdjęć z kolekcji Janusza. Jak na dłoni widać było, że muzeum potrzebuje pomieszczenia na prezentację tej niezwykłej kolekcji.
Muzeum Etnograficzne:
Dawne stroje, większość podparta zdjęciami, z początku dwudziestego wieku, niektóre nawet z lat pięćdziesiątych. To niesamowite, jak się pomyśli, że nasi rodzice mieli okazje mieć takich dziadków, wujków, sąsiadów. W sukmanach, z przepaskami - niesamowite.
Muzeum Archidiecezjalne:
Duży zbiór sztuki sakralnej, jako główną atrakcję można obejrzeć mszał z czternastego wieku. Każdy mógł wejść i zobaczyć piękne rzeźby i wpisać się do księgi pamiątkowej, też tam byłem i sie wpisałem.
Do muzeów wybiorę się w zwykły dzień, tak by odetchnąć magią pustych korytarzy, zimnego powietrza, skrzypienia parkietu które niesie się po salach.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
17:43
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
sobota, maja 10, 2008
Ojcowski Park Narodowy
Długi majowy weekend zapowiadał się wyjątkowo słoneczny (oczywiście nie na podkarpaciu, do tego trzeba się przyzwyczaić), więc korzystając z wolnego czasu wybrałem się do Ojcowa. Jest on zlokalizowany tylko dwie godziny pociągiem od Rzeszowa. Później jeszcze pół godzinki autobusem i można cały dzień łazić pośród zjawisk krasowych. Leje, jaskinie, słupy - wszystko to co tygrysy lubią najbardziej.
Dodatkowo, z racji położenia, na większych wzgórzach nasi pradawni włodarze zamontowali zamki obronne (widział ktoś kiedyś zamek zaczepny?), można podziwiać baszty, dziedzińce i flanki wykonane z wapiennej skały której się tam wala po polach na tony. Całkowity koszt wycieczki to około sto złotych, łącznie z kiełbasą z grilla i żurkiem w przydrożnym barze.
Tu jest album ze wszystkimi zdjęciami.
Dodatkowo, z racji położenia, na większych wzgórzach nasi pradawni włodarze zamontowali zamki obronne (widział ktoś kiedyś zamek zaczepny?), można podziwiać baszty, dziedzińce i flanki wykonane z wapiennej skały której się tam wala po polach na tony. Całkowity koszt wycieczki to około sto złotych, łącznie z kiełbasą z grilla i żurkiem w przydrożnym barze.
Tu jest album ze wszystkimi zdjęciami.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
20:36
0
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, maja 05, 2008
Zmiany
Kupłem sobie dziś dwa tysiące czterdzieści osiem megabajtów nowiutkiej pamięci, celem wymuszenia jako takiego działania na swoim zmęczonym życiem laptopie. Rozkręciłem obudowę, wymieniłem kostki - obowiązkowe zastanawianie się, jak to się cholerstwo wsadza, gdzie ma być ten bolec i gdzie jest ta dziurka?
Po zapięciu przyszedł czas na rytualne przedmuchiwanie wnętrzności - no bo jak już się odkręciło obudowę to czemu nie przedmuchać? Coś grzechocze - śrubka, potem jeszcze jedna, kolejna, jeszcze jedna, piąta? Cholera, tyle ich tam siedziało co w grzechotce. Po wymieceniu wszystkich śrubek, coś tam jeszcze grzechocze, ale już nie rozkręcam dalej, po złożeniu - odpalenie.
Działa? Działa!
Działa? Klawiatura działa? Nie ma przypadkowych wciśnięć, bezsensownych powtórzeń - morze to te śrubki? Nie, to nie możliwe. Tylko po co ja kupiłem nowego keyboard'a na USB?
Po zapięciu przyszedł czas na rytualne przedmuchiwanie wnętrzności - no bo jak już się odkręciło obudowę to czemu nie przedmuchać? Coś grzechocze - śrubka, potem jeszcze jedna, kolejna, jeszcze jedna, piąta? Cholera, tyle ich tam siedziało co w grzechotce. Po wymieceniu wszystkich śrubek, coś tam jeszcze grzechocze, ale już nie rozkręcam dalej, po złożeniu - odpalenie.
Działa? Działa!
Działa? Klawiatura działa? Nie ma przypadkowych wciśnięć, bezsensownych powtórzeń - morze to te śrubki? Nie, to nie możliwe. Tylko po co ja kupiłem nowego keyboard'a na USB?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
22:45
3
komentarzy
Znaczniki:
komputer
piątek, kwietnia 25, 2008
Kruki
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
20:57
1 komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
piątek, kwietnia 18, 2008
Monachium (3) - Lot
Co tu dużo mówić, zdjęcia są tylko namiastką tych wrażeń. Po prostu cudowne uczucie. Co prawda, w pewnym momencie może zrobić się niedobrze, ale i tak jest fajnie tak sobie popływać nad chmurami.
Reszta
Reszta
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
18:38
1 komentarzy
Znaczniki:
Monachium,
Zdjęcia
wtorek, kwietnia 15, 2008
niedziela, kwietnia 13, 2008
Monachium (1) - Wrocław
Moja kochana firma, wysłała mnie ze służbową podróżą do Monachium. Jako, że wylot był z Wrocławia, a ja miałem kilka godzin zapasu poszedłem na mały spacer po mieście robiąc kilka zdjęć.
Reszta jak zwykle tutaj.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
18:12
1 komentarzy
Znaczniki:
Monachium,
Wrocław,
Zdjęcia
wtorek, kwietnia 01, 2008
piątek, marca 07, 2008
Pierwszy krok do ojcostwa
Wykonałem dziś pierwszy krok w tym jakże ciekawym kierunku. Od razu uprzedzam wszelkie pytania: nie przedziurawiłem niczego, niczego też nie umoczyłem, nie zasiliłem też żadnego banku swoim sekretnym składnikiem. Żadna z tych fizjologicznych rzeczy. Moja poczta (jedna z wielu), dała mi (i połowie internetu) możliwość dołożenia sobie do konta kilku chwytliwych adresów emaliowych. Jednym z nich jest dobrytata.pl, tak, zarejestrowałem sobie konto jakub(at)dobrytata.pl, przy okazji takie samo na dobramama.pl też, a co może mi się odwidzi.
Nie jest to może za duży krok, ale zawsze do przodu.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
00:07
4
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
sobota, marca 01, 2008
Koty za płoty
Zebrałem trochę zdjęć z różnymi kotami i wrzuciłem je do wspólnego albumu, poniżej przedstawiam bardzo subiektywny wybór, a reszta sami wiecie gdzie.
Felix
komputerowy | rozrywkowy |
opiekuńcza | zielonooka |
Dankan
twarzowy | okołodoniczkowy |
Reszta jak zwykle o tutaj.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
00:11
6
komentarzy
Znaczniki:
kot,
Zdjęcia
poniedziałek, lutego 25, 2008
Makro zbliżenia
Większość współczesnych aparatów ma niesamowity tryb makro, w tym trybie wszystko co małe jest ogromniaste, można zobaczyć niesamowicie malutkie elementy. Trudno tu coś napisać, skoro zdjęcia mówią same za siebie. Jeden obraz to tysiące słów.
Kotek
Szron na stawie
Żuczek
Ślimaczek
Reszta jak zwykle w albumie, warto przyjrzeć się włoskom na żuczkowych nogach.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
23:55
7
komentarzy
Znaczniki:
Zdjęcia
poniedziałek, lutego 18, 2008
Kopytko
Korzystając z niedzielnej ładnej pogody wybrałem się na spacer. Okolica i te sprawy. Daleko nie uszedłem, ledwiem komin chałupy z oczu stracił gdy takie dziwne coś naszłem na ziemi swej rodzicielce rodzonej.
Kopytko!
Taki sobie bonus, kopytkowy. Z kopytkami tak to już jest, że jak gdzieś jest kopytko - tam też można spotkać sarenke. O wesołych oczach, muskularnym ciele. Przynajmniej takie było kiedyś - teraz to ogryziona czaszka i zgruchotane żeberka. Tylko kopytko nadal swieże i włochate.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Napisał
Anonimowy
o
21:19
4
komentarzy
Znaczniki:
Śmierć,
Zdjęcia
Subskrybuj:
Posty (Atom)